Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Społeczeństwo / Uwiąd czwartej władzy i nie tylko               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Uwiąd czwartej władzy i nie tylko 

06-09-2004

  Autor: Grzegorz Smereka

Zakończona kompletna klęską Olimpiada w Atenach wprowadza w wybitnie pesymistyczny i melancholijny nastrój. Takoż i ja, oprócz zadumy nad mizerią polskiego sportu i nielicznymi acz wspaniałymi zdobyczami medalowymi, starałem się zastanowić nad naszymi wadami. Nie sportowymi oczywiście ale tymi, które coraz częściej ujawniają się w polityce i mediach. Wakacje obfitowały przede wszystkim w dyskusje nad kwestią moralności.

 

 

Dyskusję tą rozpoczęły media, pastwiąc się nad organizatorami konferencji prasowej w związku z zatrzymaniem pewnego znanego psychoterapeuty podejrzanego o niecne zabawy z dziećmi. Poświęciłem jej wiele uwagi spędzając przed ekranem telewizora czas, który spokojnie mógłbym przeznaczyć na mecz piłki nożnej. W jej trakcie zmieściłaby się jeszcze przerwa i połowa dogrywki. Pomimo swoistego klimatu emocjonalnej ascezy i góry "pięknych słów" tak bardzo cechujących wszystkie polskie konferencje prasowe, nie żałowałem poświęconego na nią czasu. Uczestnicy wypowiadali się w kwestii roli mediów w urządzaniu "nagonki" na ludzi oskarżonych lub tylko podejrzanych o dokonanie przestępstwa. Głównym zarzutem było przedstawianie osoby podejrzanej w taki sposób, żeby rozpoznanie jej nie nastręczało żadnych trudności. Chodziło tu głównie o to, że pomimo nakazanej prawem formy "Andrzej S." i rozmazanej twarzy bohatera skandalu, pokazywano go na tle własnych książek, bardzo charakterystycznych zresztą, przypominano dorobek naukowy itp. W wyniku tych właśnie posunięć już po pierwszej wiadomości w telewizji, cała Polska wiedziała, że w miejsce "S." trzeba wstawić Samson. Dziennikarze bronili się mydląc oczy wyświechtaną i sprowadzoną przez nich na bruk zasadą, wedle której rolą dziennikarza jest informowanie społeczeństwa o wszystkim, czy to się komuś podoba czy nie. W tym miejscu przychodzi na myśl reakcja tzw. "Środowiska" na zdjęcie zabitego Waldemara Milewicza. Wtedy to poczuli się dotknięci do tego stopnia, że wystosowali pełny oburzenia apel, w którym to bronili moralności, prawa do prywatności, godnej śmierci itd. Wtedy jakoś dziennikarze Super Expressu nie mieli prawa do informowania o wszystkim. Są gorsi? Bo piszą dla szmatławca czy są mniej inteligentni? Czy ktoś to zbadał i ma dowód? 

Gdy następnego dnia przeczytałem relacje z niej w ogólnopolskiej prasie i telewizyjnych programach informacyjnych wydawało mi się, że albo w trakcie niej przysnąłem albo kompletnie jej nie zrozumiałem. W prasie ukazały się ogromne artykuły, jak to ręka rękę myje i jak to grupa przyjaciół trzyma się razem. Okraszone były zdjęciami z konferencji z podpisami, które czyniły z jej autorów osoby bagatelizujące całą sprawę, dla których pedofilia nie jest niczym groźnym i solidarność z kolegą po fachu jest ważniejsza niż sprawiedliwość. A rolą serwisów informacyjnych jest podobno rzetelne i obiektywne przedstawianie faktów. W owym czasie dziennikarze "poważnych" stacji telewizyjnych i redakcji sami zachowali się jak wyśmiewani przez nich redaktorzy tabloidów. Sprawa Samsona, czy jeszcze wtedy Andrzeja S., w swym medialnym aspekcie praktycznie po trzech dniach się zakończyła. Nikogo teraz nie interesuje, co w tej sprawie dzieje się dalej. Ważne jest to, że Samson jest pedofilem i jego koledzy pewnie też, w końcu go bronili, kiedy było wiadomo, że jest winien. Gdzie to słynne odcięcie się od rozdmuchiwania afer? W dodatku miało to miejsce w momencie, gdy nie zostały jeszcze postawione Samsonowi żadne zarzuty. Są to wydarzenia sprzed miesięcy, ale wraz z bieżącymi, choćby ostatnie ksenofobiczne wypowiedzi księdza Jankowskiego, przedstawiają naszą narodową cechę - trudną do określenia hipokryzję. Pychę i pewność siebie, której na takim poziomie nie miał chyba nawet marszałek Piłsudski.

W telewizji ruszy kolejna telenowela, pod tytułem komisja śledcza. Prezydent nas wszystkich, który już wcześniej chciał potańczyć przed komisją ds. Rywina, teraz łaskawie udostępni księgi wejść i wyjść z Pałacu Prezydenckiego. Ba, być może nawet zgodzi się odpowiedzieć na jakieś pytanie. Wszystko to dzieje się po tygodniu bezsensownej wojny między kancelarią prezydenta a komisją śledczą, która raczej nikomu nie przyniosła splendoru i chwały. Dodajmy, że poprzednio Prezydent zasłaniał się przepisami konstytucji. Dobre zachowanie nakazałoby przynajmniej wyrazić gotowość do stawienia się przed komisją bez względu na orzeczenie konstytucjonalistów. Prezydent jednakże wolał tańczyć. Jakże mało wiarygodnie brzmią teraz słowa zachęcające Polaków do udziału w wyborach i szerszego uczestnictwa w życiu publicznym i politycznym, przemówienia o kryzysie moralności, rosnącej korupcji i ciemnych interesach polaków. W sytuacji, gdy opinia publiczna huczy od domysłów na temat roli prezydenta Kwaśniewskiego w aferze Rywina, prezydentowi wszystkich Polaków powinno wyjątkowo zależeć na oczyszczeniu się ze wszystkich zarzutów. Niestety w naszym kraju rządzący i tzw. elity polityczne zasadę równości obywateli zaczerpnęły z "Folwarku Zwierzęcego".

Jest także rola Wiesłąwa Kaczmarka w sprawie Orlenu. To ciekawe, co dla polityka w naszym kraju znaczą słowa "prawda" i "sprawiedliwość". Otóż byłemu ministrowi najwyraźniej rozwiązał się język i odświeżyła pamięć. Sypie on bowiem coraz to nowymi faktami, których autentyczności dowieść nie sposób. Zadziwiające jest to, że w owych niecnych posunięciach Siemiątkowskiego i Millera, od których cała tzw. Orlengate się zaczęła, były minister widzi coś dziwnego i złego. To znaczy dziwne jest to, że widzi to dopiero teraz. Dlaczego wcześniej go to nie raziło? Dlaczego jeszcze dwa miesiące temu nie pamiętał połowy z ujawnianych teraz rzeczy? Czy rzeczywiście nie miał świadomości o tym, co się wtedy rozgrywało, czy może po raz kolejny górę wzięła źle pojęta solidarność? Połowa osób zamieszanych w aferę to byli przyjaciele Kaczmarka. Byli, gdyż od momentu powstania SDPL grono oddanych mu osób nieco się pomniejszyło. Za to powiększyło się grono, zdaniem ministra Kaczmarka, zamieszanych w aferę. Jak nas nauczyły kolejne rządy, nie podcina się gałęzi, na której się siedzi. W dodatku gałąź, na której siedział Kaczmarek, była bardzo długa. Czy zatem należy się cieszyć, że Kaczmarkowi zechciało się wreszcie zeznawać czy tez martwić, ze czyni to dopiero teraz? Może gdyby to Kaczmarek został premierem, o aferze orlenu nie dowiedzielibyśmy się wcale? Przeciwnie. Ujawniłby ją Miller. Albo Siemiątkowski. Przypomina się postępowanie poprzedniego premiera w sprawie Rywina, kiedy to również nie powiadamiał prokuratury o przestępstwie. Bo nie wierzył. Adam Michnik też milczał. Tłumaczy go w pewnym stopniu fakt, że sam jest dziennikarzem a nie politykiem. No właśnie - dziennikarzem. Czy zatem wolno mu więcej?

Rola mediów w dzisiejszym świecie, jej jasną ale przede wszystkim ciemna stronę genialnie przedstawił Witold Bereś w książce pod tytułem "Czwarta Władza". Kilka lat minęło od jej wydania i już widać, że obecne afery, które ujrzały światło dzienne w wyniku pracy któregoś z dziennikarzy należą do kategorii tych, których pewnie sam autor książki by nie przewidział. O ile jednak rola mediów w sprawie Rywina czy Orlenu jest jak najbardziej pożyteczna i potrzebna (nie wnikając tutaj w Gazetę Wyborczą i jej rolę w sprawie Rywina), bo przyczynia się do odkrycia prawdy i poznania jej przez ogromną rzeszę ludzi, o tyle bardzo często pogoń za sensacją zmusza dziennikarzy do coraz pewniejszych i ostrzejszych sądów. Jeśli okażą się one trafne to na dziennikarza spada sława i pochwały za dociekliwość i dążenie do prawdy. Jeśli nie - kto za dzień, dwa, miesiąc będzie o tym pamiętał? Nie jest to zresztą wina agresywności czy bezkompromisowości dziennikarzy. Mają oni pełne prawo do stawiania własnych, trafnych  i nietrafnych sądów. Powinni być jednak świadomi tego, jaką rolę pełnią w obecnym świecie. 

Dziś mało kto zagłębia się w wir programów publicystycznych, w ogrom danych, jaki serwuje prasa codzienna, w informacje agencji prasowych. Mało kto ma czas na oglądanie BBC czy CNN. Niestety dzisiaj większość z nas informacje o danej sprawie czerpie z jednego artykułu w Gazecie Wyborczej czy Rzeczpospolitej, po publikacji którego robi się głośno.  I tak mogło być gorzej. Bo przecież czytanie Faktu czy Super Expressu nie przystoi. Najpoczytniejsi redaktorzy Wyborczej i Rzeczypospolitej pełnią rolę takich "gazetowych Kamilów Durczoków" czy innych "Tomaszów Lisów". Powinni więc wziąć za to odpowiedzialność.

Bardzo łatwo zatruć komuś życiorys. O wiele trudniej jest go w przyszłości oczyścić. Na łamach dziennika można opisać każdego, jak i każdą sytuację. Podobną rolę muru, na którym można bezkarnie pisać, co się komu podoba, będzie pewnie pełnić nowa komisja śledcza. Zeznaje przed nią Kaczmarek, aby wsypać kolegów. Zeznawać będzie Kwaśniewski, żeby się oczyścić. Zeznawać będzie Miller, aby zdyskredytować Kaczmarka. Tylko czy będzie tam zeznawał ktokolwiek, kto będzie chciał ujawnić prawdę?

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl