Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Prawo / Teczka, której miało nie być               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
17-10-2007

  Proces lustracyjny abp. Wielgusa umorzony

12-01-2007

  Wiara w eterze

09-01-2007

 

24-12-2007

 

27-06-2007

 

04-06-2007

  Autolustracja arcybiskupa Wielgusa

22-02-2007

 

+ zobacz więcej

Teczka, której miało nie być 

07-01-2007

  Autor: Paweł Kaleski

Sprawa mianowania arcybiskupa Stanisława Wielgusa na metropolitę warszawskiego i materiały lustracyjne dotyczące jego osoby, które zostały ujawnione przez dziennikarzy stały się numerem jeden wśród wydarzeń z ostatnich dni. Po raz kolejny okazało się, iż Kościół nie ucieknie nie tylko od tematu przeszłości swoich hierarchów, ale i także od umiejętności odnalezienia się w nazwijmy to kłopotliwej sytuacji.

 

 

Jak wiadomo pogłoski o domniemanej współpracy arcybiskupa Stanisława Wielgusa z peerelowską bezpieką pojawiały się już znacznie wcześniej, aniżeli artykuł w Gazecie Polskiej. Wydaje się, zatem, że sprawa wtedy została zbagatelizowana. Trudno dziś określić, czy było to świadome działanie, czy też zupełny przypadek. Kiedy jednak okazało się, kogo mianował Watykan na metropolitę warszawskiego, gazeta pod redakcją Tomasza Sakiewicza zamieściła artykuł o biskupie płockim, który był przez długie lata TW. Pierwsze gromy spadły na autorów pracy, którym słusznie zarzucono brak profesjonalizmu. Swój artykuł bowiem oparli na materiałach, których nie opublikowali. Kiedy sprawa nabrała już prawdziwego rozgłosu, zostały powołane specjalne komisje, tak kościelne, jak i świeckie, których zadaniem było zbadanie zawartości dokumentów znajdujących się w IPN w teczce arcybiskupa. W międzyczasie mieliśmy do czynienia z niespotykaną do tej pory reakcją ze strony najwyższych polskich hierarchów kościelnych. Na pasterkach w arogancki sposób potraktowali oni dziennikarzy oraz jednoznacznie opowiedzieli się po stronie niewinnego ich zdaniem arcybiskupa Stanisława. Jednakże pierwsze dni 2007 roku rzuciły nowe światło na całą historię.

Oto za sprawą artykułu Tomasza Terlikowskiego w Rzeczpospolitej oraz wynikom badań dokumentacji wspomnianych wcześniej komisji udało się ponad wszelką wątpliwość wykazać, iż TW Grey / Adam / Adam Wysoki, to mianowany przez papieża Benedykta XVI na warszawskiego metropolitę arcybiskup St. Wielgus. Sam zainteresowany przeważnie milczał. Wyjątek stanowił wywiad dla Gazety Wyborczej, w którym to abp Wielgus podtrzymał swoją tezę, iż nikomu nigdy krzywdy nie wyrządził. Jednak dało się zauważyć, iż jego wypowiedzi zaprzeczające nie były tak stanowcze, jak jeszcze kilka dni wcześniej. Okazało się, że tzw. dziennikarskie szwadrony śmierci miały rację. Historycy oraz kościelni członkowie owych komisji, którzy czytali zawartość teczki hierarchy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że był on świadomym, tajnym współpracownikiem SB.

Na skutek tej sprawy w Kościele doszło do podziału i nie wydaje się, aby szybko został on zakończony. Sprawa arcybiskupa St. Wielgusa postawiła przeciwko sobie z jednej strony świeckich katolików dążących do jasnych sytuacji, a także stanięcia w prawdzie w obliczu trudnej sytuacji. Z drugiej strony jest Episkopat, który stanął murem za jednym ze swoich członków, wykazując przy tym postawę pychy, buty i zarozumiałości. Wydawać by się mogło, że Kościół katolicki to jest ich własność, a świeckim od niego wara. A zdaje się, iż nie jest to do końca prawda, czego dowody można znaleźć w Nowym Testamencie. Górę wzięła solidarność zawodowa, korporacyjna czy jak ją tam nazwiemy, tyle tylko, że w złym tego słowa znaczeniu. A przecież chodzi o ludzi, którzy mają być obdarzeni ogromnym (może wręcz bezgranicznym) zaufaniem przez wiernych. Posługa kapłańska to misja szczególnego zaufania, a nie pierwszy lepszy fach do nabycia na weekendowo-wieczornych fakultetach w prowincjonalnych szkółkach. Jak widać przerasta to wielu i to także tych najwyższych rangą. Oczywiście można mówić, że ta sprawa to przykład bezpardonowej agresji na Boga, Kościół, Polskę, polskość, Polaków, Maryję, czy też bitwa o Warszawę jak słyszałem w jednej z rozgłośni radiowych. W ten sposób jednak nie uciekniemy od tego problemu. Od problemu lustracji w Kościele.

I wcale nie jest to problem duchownych i niczyj więcej. Jest to problem całej wspólnoty wyznaniowej. Jeżeli zatem księża maja prawo pouczać świeckich, ukierunkowywać ich życie, muszą być niczym żona Cezara – poza wszelkim podejrzeniem. Inaczej bowiem wszystko traci sens. Tak, duchowny to też człowiek i ma prawo do błędu i grzechu, nawet największego. Problem polega na tym, że trzeba umieć przyznać się do swoich słabości i wypaczeń; zwłaszcza, jeżeli zajmuje się lub ma zajmować się funkcję związaną z ogromną ufnością innych. Tymczasem tutaj tego nie tylko zabrakło. Pójście w zaparte i zakłamanie przez abp. Stanisława niestety nic dobrego o nim nie świadczy. Stwierdzenia, że wprawdzie coś tam mówił, ale tylko ogólnie i na pewno nikogo nie skrzywdził są niczym innym, jak tylko liczeniem na naiwność słuchaczy, a już stwierdzenie, że został zmuszony do współpracy krzykiem jakiegoś ubeka to jest po prostu farsa. Niemal do samego końca trwał niestety kłamstwie i obłudzie. A tak niewiele było potrzeba, aby można było mieć chociaż trochę inne spojrzenie na tą sprawę. Niestety zabrakło odwagi, honoru…

Wiele razy (całkiem słusznie z resztą) duchowni zwłaszcza w okresie świątecznym pouczają swoje owieczki, że zbyt często zapominają o Bogu i wierze kosztem oddawaniu się przyjemnościom dnia codziennego. Ileż razy słyszeliśmy w kościele, że rezygnujemy z Boga dla kariery, pieniędzy, zaszczytów i sławy. A czymże jest zgoda na bycie konfidentem w zamian za paszport, w zamian za zagraniczny wyjazd, za ułatwienie kariery zawodowej? No, czym? Chyba pójściem na łatwiznę, karierowiczostwem itd. A może posiadanie paszportu, pisanie lepszych prac naukowych itp. są po prostu ważniejsze od jakiegoś tam Boga czy jakiejś tam wiary? Warto by jeszcze raz, zatem ktoś nam to wyłożył, gdyż ci, którzy czynili to do tej pory chyba sami nie do końca są pewni.

Oczywiście za chwilę podniosą się żałosne głosy, że Kościół był najbardziej prześladowany przez komunę, że każdy musiał rozmawiać, podpisywać i w ogóle jakieś dyrdymały. A w ogóle to czarnych owiec jest raptem może 10-15 procent. A niby jakie ma to znaczenie, że jest ich tyle? Trzeba ujawnić tych, którzy nie wytrzymali próby czasu i tyle. Co z tego, że Kościół w ostatecznym rozrachunku nie dał się zniszczyć i pognębić władzy ludowej, skoro teraz sam sobie zakłada pętlę na szyję. A może te 10-15 procent w polskim Kościele zajmuje jakieś istotne stanowiska? Tak zdaje się być nie powinno. Poza tym ci wszyscy, którzy próbują wybielać lub pomniejszać zło winni pamiętać, że Stefan kardynał Wyszyński nic nie podpisywał, a żył w najgorszych czasach czerwonej władzy, ksiądz Jerzy Popiełuszko także powstrzymał się od składania podpisów. A przecież też był młody i na pewno na niego krzyczeli nieraz. Paszport i chęć robienia kariery za granicą nie mogą być wymówką dla podejmowania się współpracy jako TW, zwłaszcza dla kapłana.

Jeżeli arcybiskup Stanisław Wielgus obejmie [tekst pisany jeszcze przed złożeniem przez abp. Wielgusa rezygnacji z powierzonej funkcji – przyp. red.] i będzie pełnił powierzony mu przez Stolicę Apostolską urząd to będzie to istny skandal (powinien sam zrezygnować, aby zachować resztki przyzwoitości). Co więcej sprawa jego teczki stanowić może przełom w procesie lustracji wśród polskiego duchowieństwa. Niestety bynajmniej nie taki, jaki sobie wielu wymarzyło. Jak słusznie zauważył redaktor T. Terlikowski teraz już nic nie będzie miało znaczenia. Skoro metropolita warszawski był TW, to każdy inny kościelny urząd będzie można pełnić bez oglądania się na przeszłość kandydata i ewentualną zawartość jego teczki w IPN. Kto by przypuszczał, że Kościół tak skutecznie dzięki swoim hierarchom skompromituje ideę lustracji.

Teraz jednakże lepiej pojmuję przesłanie pielgrzymki Benedykta XVI do Polski – „Trwajcie mocni w wierze”. Zaiste trzeba ogromnej wiary, aby przetrwać tą kościelną zawieruchę. A jak pokazuje historia nie każdy wierzy w to, czego naucza.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

 

(~obs, 08-01-2007 17:19)

Opis:


Brak odpowiedzi na ten komentarz
 

  Odpowiedz na komentarz
 
Autor:
Tytuł:
Treść:

Przepisz kod z obrazka:    
+ powrót
 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl