Spodziewany a zarazem bardzo kontrowersyjny ingres nie odbył się, abp Wielgus złożył na ręce Papieża swoją rezygnację. Trzeba dziś ze smutkiem stwierdzić, że niedoszły metropolita warszawski jest w praktyce kłamcą lustracyjnym. Gdybyśmy wzięli wykładnię obowiązującej do niedawna ustawy lustracyjnej i oceniali to w kategoriach administracji państwowej, sytuacja ta oznaczała by jedno, szybką dymisję i zakaz sprawowania urzędu przez najbliższe lata. Więcej, polityczne standardy pokazują przykłady rezygnacji z zajmowanych urzędów w świetle jedynie zarzutów, po to by nie stawiać przełożonych i obywateli w niezręcznej sytuacji. Tak przecież zachował się dwukrotnie Józef Oleksy gdy pojawiły się informacje o jego współpracy z SB, tak samo postąpiła też w podobnych okolicznościach Zyta Gilowska. Dlaczego więc inne standardy miałby obowiązywać hierarchów kościelnych? Wszak to oni bardziej niż ktokolwiek inny powinni świadczyć o tym, że prawda nas wyzwoli. Drażnić więc może pewien dysonans prezentowany w tej sprawie przez niektórych duchownych, na czele z ojcem Rydzykiem. Wszak to na antenie Radia Maryja do niedawna robiona była nagonka na rzekomych współpracowników SB, w ramach tej akcji częstokroć pomawiano i szkalowano niewinnych ludzi lub też domagano się usunięcia z życia publicznego tych, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli, w odruchu rachunku sumienia przyznali się do współpracy ze służbami dawnego systemu. Dzisiaj pod dyktando swojego wodza słuchacze Radia Maryja bronią abp. Wielgusa, nazywając go patriotą, krzyczą „zostań z nami”! Po prostu tego nie rozumiem.
Prawdopodobnie wrzawa i gorączkowe nastroje zarówno po stronie zwolenników, jak i przeciwników rezygnacji abp Wielgusa szybko ucichną. Pozostanie jednak duży niesmak. Owszem, zapewne za jakiś czas Papież powoła nowego metropolitę dla Warszawy. Jednak bardzo źle by się stało, gdyby na tym cała sprawa się zakończyła. Autorytet Kościoła w Polsce został poważnie podważony, skuteczność decyzyjna Watykanu też została naruszona. W takich wypadkach normalnym jest, iż wyciąga się konsekwencje wobec winnych tej sytuacji. Widać ewidentnie, że w tej sprawie rażących zaniechań (mówiąc delikatnie) dopuściła się nuncjatura apostolska w Polsce. Dlatego też nie wyobrażam sobie, by obecny nuncjusz apostolski mógł w tych okolicznościach dalej sprawować swój urząd. Odejście abp. Kowalczyka byłoby prawdopodobnie tylko gestem, ale gestem jakże wymownym i na pewno potrzebnym. Innym gestem, którego chyba oczekują wierni, jest spowiedź powszechna całego polskiego Kościoła i przebłaganie za grzechy kapłanów z komunistycznej przeszłości. By jednak ten gest był w pełni wymowny, musi go poprzedzić konkretnie działanie. Mianowicie poddanie lustracji wszystkich księży urodzonych przed 1970 rokiem, a przynajmniej tych z nich, którzy piastują jakiekolwiek kościelne stanowiska (proboszczów, dziekanów, rektorów seminariów, biskupów). Ostatnie wydarzenia pokazują wyraźnie, iż lustracja w Kościele jest dziś potrzebna bardziej niż w każdej innej sferze naszego życia. Chodzi tu bowiem o ludzi kształtujących ludzkie sumienia, ludzi, którzy owszem, jak każdy, są grzeszni, jednak to ludzie ci powinni być dla wiernych najlepszym drogowskazem, jak się z grzechu wyzwalać, jak pokutować i jak prosić o przebaczenie.
7 stycznia 2007 niebo nad Polską płacze. Hmm… a może nie płacze, może to znak oczyszczenia. Bardzo dobrze stało się, że abp Wielgus zrezygnował z przewodzenia archidiecezją warszawską, mam nadzieję, że zrobił to z własnej inicjatywy, a nie pod jakimś naciskiem. Jego rezygnacja może być pierwszym ważnym krokiem do odbudowania autorytetu polskiego Kościoła. Bo jak mówił właśnie w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela Benedykt XVI – „Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże”. Dodając od siebie powiem tylko, że takich kapłanów potrzebują dziś także wierni.