1. Jakie jest Pana zdanie, jako byłego ministra obronny narodowej na temat prowadzonej polityki UE względem Bliskiego Wschodu?
Polityka Unii Europejskiej wobec Bliskiego Wschodu, w największym uproszczeniu, zakłada, że reformy w tym regionie są niezbędne, jednak – w odróżnieniu od polityki prowadzonej w tym zakresie przez USA – powinny one pochodzić „z wewnątrz” i nie mogą być narzucone. Programy mające wspierać wolność prasy, wolne wybory, otwarcie promować i dofinansowywać opozycję w krajach arabskich, w których władza znajduje się w rękach despotów, były przez Unię Europejską przyjmowane ze zgrozą, jako kolejny przejaw paternalizmu i kolonialnej polityki USA. Stąd też sceptycyzm Unii Europejskiej, która od razu odpowiedziała, że już dawno posiada wypracowane instrumenty współpracy i oddziaływania na Bliskim Wschodzie - proces barceloński oraz bliskowschodni proces pokojowy. Jednak krytycy procesu barcelońskiego twierdzą, ze w ślad za politycznymi deklaracjami w ciągu prawie dekady jego funkcjonowania zdziałano niewiele.
Brak wyraźnej poprawy w sytuacji ekonomicznej państw śródziemnomorskich, zbyt mała liczba wspólnych projektów, opieszałość dialogu politycznego, problemy w nakłonieniu państw arabskich do współpracy z Izraelem - to tylko niektóre z zarzutów. Na to nakłada się aktywny udział Europy w próbach przywrócenia bliskowschodniego procesu pokojowego, który postrzegany jest jako mechanizm komplementarny w stosunku do procesu barcelońskiego. Od 1996 roku Unia Europejska utrzymuje swojego specjalnego wysłannika w regionie, jest także jednym z uczestników tzw. Kwartetu, który opracował „mapę drogową”, plan rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Mimo to, polityka Unii Europejskiej w regionie Bliskiego Wschodu często postrzegana jest jako niespójna. Próba odpowiedzi na amerykańską koncepcję „Większego Bliskiego Wschodu” - tzw. „Szerszy Bliski Wschód”, promowany przez Javiera Solanę, nie zmienia faktu, że Europie brak całościowej strategii wobec państw arabskich oraz Izraela, Turcji, Iranu, Afganistanu i Pakistanu. Wpływ mają na to przede wszystkim partykularne interesy poszczególnych państw członkowskich, które często preferują bilateralną współpracę z państwami arabskimi.
Często przynosi ona większe korzyści finansowe, ponadto jest stosunkowo łatwiejsza w realizacji niż trudny proces uzgodnień stanowisk w ramach Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Co więcej, wspomniany wcześniej proces barceloński obejmuje tylko część państw arabskich. Z Zatoką Perską Unia Europejska utrzymuje kontakty poprzez powołaną wspólnie Radę Współpracy UE i GCC (Rada Współpracy Państw Arabskich Zatoki Perskiej). Mimo intensywnej wymiany ekonomicznej, z Iranem dopiero rozwijane są instytucjonalne podstawy współpracy. Otwartym pytaniem pozostaje Irak, gdzie niechęć do płacenia za błędy Ameryki, przeplata się z realistyczną oceną sytuacji, że Waszyngton sam sobie nie poradzi, a dalsze rozchwianie regionu zaszkodzi w dłuższej perspektywie stabilności samej Europy.
2. Jakie Pan proponuje skuteczne sposoby walki z terroryzmem? Czy są one zgodne z praktyką prowadzoną przez UE?
Przeprowadzone, w okresie od roku 2001, ataki terrorystyczne uświadomiły ośrodkom decyzyjnym w Stanach Zjednoczonych oraz w Europie możliwą skalę zagrożeń terrorystycznych, a także brak odpowiedniego przygotowania zarówno w aspekcie zapobiegania, jak i neutralizowania tego typu zagrożeń. Po wydarzeniach z 11 września 2001 r. poszczególne kraje podjęły, choć w zróżnicowanym zakresie, kroki zmierzające do dostosowania swoich systemów prawnych i struktur odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa - do nowo zaistniałych zagrożeń. Działania w tym zakresie podjęła także Polska. Koncentrują się one głównie - podobnie jak w przypadku krajów sojuszniczych - na stworzeniu odpowiednich warunków prawnych dla skuteczniejszej walki z nowym obliczem terroryzmu. W tym celu, znacznie rozszerzono uprawnienia odpowiednich służb w zakresie rozpoznawania aktywności obywateli oraz zaostrzono przepisy imigracyjne i wizowe. Zmianom legislacyjnym towarzyszył proces reorganizowania struktur odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa w kierunku usprawnienia koordynacji ich działań oraz stworzenia efektywnego systemu przepływu informacji o zagrożeniach terrorystycznych. Podjęto również szereg znaczących inicjatyw międzynarodowych, podporządkowanych idei zwiększenia efektywności walki z nowym, ujawnionym 11 września 2001 r. obliczem terroryzmu.
Władze państw Unii Europejskiej, które już wcześniej dostrzegały niebezpieczeństwa ze strony organizacji terrorystycznych i jeszcze w latach 70. rozpoczęły wspólne działania zapobiegawcze w tym obszarze, dopiero po atakach na World Trade Center i Pentagon, w pełni uświadomiły sobie rzeczywistą skalę zjawiska terroryzmu oraz konieczność podjęcia znacznie szerszej, niż to miało miejsce przed zamachami z 11 września 2001 r., wewnątrzunijnej współpracy na rzecz jego zwalczania. W tym celu 21 września 2001 r. szefowie państw i rządów Unii Europejskiej - zebrani na nadzwyczajnym szczycie w Brukseli - przyjęli tzw. Plan Działania ds. Walki z Terroryzmem. W ramach jego realizacji kraje członkowskie zgodziły się pod koniec 2001 r. na wprowadzenie tzw. Europejskiego Nakazu Aresztowania. Od dnia 1 stycznia 2004 r., na całym obszarze UE zastąpił on obowiązujące obecnie długotrwałe procedury ekstradycyjne między państwami, co znacząco usprawniło ściganie oraz wydawanie sprawców przestępstw w ramach Wspólnoty. Wspólnej walce z terroryzmem służyć ma także przyjęta przez UE w grudniu 2001 r. i systematycznie uaktualniana „czarna lista” organizacji terrorystycznych i osób fizycznych, sklasyfikowanych jako wspierające terroryzm.
Państwa UE zobowiązały się, iż na różne sposoby będą utrudniać działania wymienionych organizacji. Władze krajów Wspólnoty mają zamrażać konta bankowe tych grup, zatrzymywać osoby, które je finansują, odbierać im nieruchomości, prowadzić pełną wymianę informacji o ich działalności oraz uznawać je za niepożądane na własnym terytorium, a tym bardziej nie udzielać azylu ludziom posądzanym o tego typu działalność. Ustalono ponadto, iż ugrupowania terrorystyczne - wpisane na „czarną listę” - zostaną objęte Europejskim Nakazem Aresztowania. Oznacza to, iż w sytuacji, gdy organ prokuratorski lub sądowy któregoś z państw Unii wystąpi o przekazanie podejrzanego, przebywającego na terenie innego kraju, władze tego kraju mają obowiązek wydać tę osobę najdalej w ciągu trzech miesięcy. Po zamachach w Nowym Jorku i Waszyngtonie Unia Europejska zdecydowała się także podjąć ostrzejszą walkę ze zjawiskiem finansowania terroryzmu. W tym celu, Unia rozszerzyła na kolejne podmioty obowiązek informowania władz krajowych o przeprowadzaniu „podejrzanych transakcji”. Wzrost zagrożeń terrorystycznych stał się także podstawą wysunięcia przez Hiszpanię, która sprawowała unijną prezydencję tuż po wydarzeniach z 11 września 2001 r., propozycji powołania zalążka przyszłego wspólnego wywiadu UE. Hiszpańskie plany przewidują, iż na początku byłaby to jednostka zajmująca się gromadzeniem i wymianą informacji wywiadowczych z poszczególnych państw członkowskich Wspólnoty. Na jej czele stanęłaby osoba odpowiedzialna za unijną politykę obronną i zagraniczną, która miałaby prawo zatrudniać analityków i funkcjonariuszy służb specjalnych z poszczególnych krajów UE. Wspólny wywiad zajmowałby się wyłącznie zagrożeniami zewnętrznymi i wymianą informacji na temat międzynarodowych organizacji terrorystycznych.
Działania zmierzające do stworzenia efektywniejszych możliwości zwalczania zagrożeń terrorystycznych podjęła także Polska. Pierwsze ustalenia, co do konieczności nowelizacji przepisów w celu zwiększenia roli prawa w walce z terroryzmem, zapadły już podczas Międzynarodowej Konferencji w sprawie Zwalczania Terroryzmu, która z inicjatywy Prezydenta RP - Aleksandra Kwaśniewskiego, odbyła się w Warszawie, w dniu 6 listopada 2001 r. W jej trakcie postulowano przyjęcie spójnego pakietu działań legislacyjnych o charakterze antyterrorystycznym, dostosowanych do kierunków zmian w prawodawstwie Unii Europejskiej. W prace nad rozwiązaniami legislacyjnymi, służącymi zwiększeniu skuteczności realizowanych zadań na rzecz przeciwdziałania terroryzmowi, od samego początku aktywnie włączyły się cywilne służby specjalne. Działania w zakresie wykonania postanowień międzynarodowej Konferencji w sprawie Zwalczania Terroryzmu w ramach UOP/ABW realizuje Zespół ds. Koordynacji Rozpoznania i Przeciwdziałania Zagrożeniom Terrorystycznym. W ramach jego prac dokonano analizy porównawczej polskiego systemu prawa karnego oraz zmian legislacyjnych i strukturalnych w państwach członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz Unii Europejskiej, przeprowadzanych w związku z zamachami terrorystycznymi z 11 września 2001 r. Na tej podstawie stwierdzono, iż w celu zwiększenia skuteczności rozpoznania i ścigania przestępstw o charakterze terrorystycznym, zmiany powinny objąć przede wszystkim obszary prawa karnego materialnego i procedury karnej. Do dnia dzisiejszego – zrealizowany w większości – katalog postulatów legislacyjnych został rozszerzony o zmiany m.in. w prawie bankowym, ubezpieczeniowym, podatkowym, telekomunikacyjnym, ustawie o ochronie danych osobowych, ustawie o przeciwdziałaniu wprowadzaniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł oraz o przeciwdziałaniu finansowaniu terroryzmu, a także ustawie o cudzoziemcach. W mojej ocenie podjęte dotychczas działania – zarówno przez nasze państwo, jak i w ramach UE – znacznie podnoszą poziom ogólnego bezpieczeństwa. Jednak świadomość i wiedza na temat rozwijającego się zjawiska terroryzmu wymaga, by działania antyterrorystyczne stały się przedmiotem zacieśniającej się współpracy międzynarodowej.
3. Z jakim państwem na Bliskim Wschodzie wg Pana Polska ma najlepsze stosunki i czy powinna je nadal utrzymywać?
Uważam, że Polska ma dobre stosunki z licznymi krajami Bliskiego Wschodu. Przykładowo można wskazać na relacje łączące nasz kraj z Egiptem - są one tradycyjne, głębokie, historyczne, sięgają daleko w przeszłość. Uważam także, iż każdego rodzaju dobre stosunki, stanowiące nić porozumienia – należy w obopólnym interesie podtrzymywać.
4. Co Pan myśli o użyciu siły w interwencjach humanitarnych jako sposobie rozwiązywania konfliktów międzynarodowych?
Optymalnym sposobem zażegnywania konfliktów międzynarodowych byłoby oczywiście ich rozwiązywanie wyłącznie przy użyciu środków pokojowych – w drodze negocjacji i mediacji. Niestety, we współczesnym świecie nie zawsze jest to możliwe, a nie można zapominać, iż w wyniku tych konfliktów najwięcej cierpień i ofiar dotyka ludność cywilną. Społeczność międzynarodowa nie może biernie przyglądać się sytuacjom, gdy mieszkańcy terenów objętych działaniami zbrojnymi stają w obliczu tak poważnych zagrożeń. Stąd właśnie wynika konieczność podejmowania interwencji humanitarnych, których głównym celem jest ochrona i pomoc dla ludności cywilnej. W większości przypadków tego rodzaju akcje przeprowadzane są w warunkach regularnych działań wojennych, dlatego muszą one zakładać użycie siły, choćby dla zapewnienia bezpieczeństwa ich uczestników. Bezwzględnie powinna obowiązywać przy tym zasada, iż użyte środki nie mogą prowadzić do eskalacji konfliktu i powodować zagrożeń dla ludności cywilnej.
5. Co Pan sądzi o powołaniu wspólnych, unijnych sił zbrojnych?
W 1999 r. szczyt Unii Europejskiej w Helsinkach zdecydował o powołaniu Europejskich Sił Szybkiego Reagowania. Liczące 60 tys. żołnierzy jednostki, można by w ciągu kilkudziesięciu dni przerzucić w rejon konfliktu, gdzie mogłyby pozostawać przez co najmniej rok. Obecnie jednak siły te mają jedynie dowództwo, ale nie żołnierzy. Zapis o europejskiej armii wpisano do konstytucji europejskiej, ale ta przepadła w referendach we Francji i w Holandii. Jak dotąd, jedyne liczące się akcje wojskowe pod unijnym dowództwem - to misje w Kongu i Bośni. Z jednej strony - tak naprawdę nie wiadomo, czy Unia w ogóle chce mieć armię. Kraje mniejsze, takie jak Belgia, najchętniej pozbyłyby się balastu, jakim jest utrzymywanie armii i systematycznie swoje siły zmniejszają. Francuzom - ze względów prestiżowych - zależy, by żołnierzy wysyłać pod własną flagą. W Niemczech zaś euroarmia nie ma zwolenników, gdyż nie widzi się sensu w dublowaniu NATO. Podobnie uważają Brytyjczycy. Z drugiej jednak strony UE będzie potrzebować własnych żołnierzy, bo Amerykanie nie będą w stanie zająć się wszystkimi kryzysami. Uważam, że Polska powinna brać aktywny udział w pracach związanych z projektem utworzenia euroarmii. Jednak za absurdalny uznaję – przedstawiony przez Jarosława Kaczyńskiego - zamysł, by siły 25 krajów podporządkować NATO, czyli de facto Stanom Zjednoczonym. Wiadomo bowiem, że z czymś takim nie zgodzi się ani Francja (a bez niej trudno wyobrazić sobie euroarmię), ani państwa neutralne.
* * *
Pojawiająca się obecnie idea stworzenia ok. 100 tysięcznych wspólnych, unijnych sił zbrojnych to nowa propozycja, która jest elementem toczącej się od dłuższego czasu dyskusji, w jaki sposób Unia Europejska powinna budować swoje bezpieczeństwo. Na obecnym etapie – biorąc pod uwagę stopień ogólności tej propozycji - można mówić jedynie o pewnej wizji, która musi zostać poddana poważnej i pogłębionej analizie oraz wzajemnym konsultacjom. Powinno to dać odpowiedź na szereg pytań natury zasadniczej, między innymi na to, jakie zadania miałyby wypełniać te siły; na jakich zasadach byłyby organizowane i dowodzone. A przede wszystkim – jak propozycja ta wpisywałaby się w obecny system bezpieczeństwa euroatlantyckiego, którego podstawę stanowi NATO.
Jedno nie ulega wątpliwości - państwa Unii Europejskiej muszą poważnie zastanowić się, w jaki sposób wzmocnić europejską obronność i w większym stopniu przejąć od USA ciężar zapewnienia Europie bezpieczeństwa. Jednym ze sposobów osiągnięcia takiego stanu jest doprowadzenie do sytuacji, w której wydatki europejskiej części NATO - porównywalne z amerykański wydatkami na obronę, byłyby efektywniej wykorzystywane na badania naukowe w obszarze obronności oraz na utrzymanie sił zbrojnych. Podnoszenie zdolności obronnych państw leżących na kontynencie europejskim, ma głęboki sens i powinno stanowić jeden z filarów Unii.
6. Jaki jest Pana pogląd na temat wojny w Iraku, czy uległ on zmianie po ogłoszeniu przez USA, że była to błędna polityka?
Choć nie potwierdziły się informacje o posiadaniu przez Irak broni masowego rażenia, które stały się jedną z przyczyn interwencji, w której wzięła udział między innymi Polska, to należy pamiętać, że społeczeństwo irackie zostało uwolnione od dyktatora, który dopuszczał się ludobójstwa, a przeciwników politycznych zwalczał gazem bojowym; dyktatora, który inicjując konflikty zbrojne z państwami sąsiednimi, destabilizował sytuację polityczną w tym ważnym regionie świata.
Jest jeszcze za wcześnie, aby oceniać czy to, co się stało w Iraku, jest klęską czy sukcesem. Polskie wojska - z założenia - pojechały do Iraku jako siły stabilizacyjne, a nie okupacyjne i ich rola ogranicza się do niesienia pomocy Irakijczykom, organizowania szpitali polowych, pomocy w rozdzielaniu racji żywnościowych, a nie do walki z partyzantami i terrorystami; pojechały tam do pełnienia misji pokojowej, a nie wojennej.
Obecnie mamy do czynienia z kryzysem polityki amerykańskiej wobec Iraku i sytuacja ta wymaga od Amerykanów zmodyfikowania koncepcji ich dalszego działania. W niczym jednak nie zmienia to mojego poglądu na temat zasadności decyzji i przesłanek, które zdecydowały o udziale polskiego kontyngentu wojskowego w misji w Iraku.
7. Ile czasu polski kontyngent powinien zostać jeszcze w Iraku, czy Pan jako szef klubu parlamentarnego SLD jest za jego wcześniejszym powrotem?
Z Iraku powinniśmy się wycofać w grudniu 2005 roku. Decyzja w tej sprawie podjęta przez rząd Marka Belki - w lutym 2005 r. - była decyzją w pełni uzasadnioną, ponieważ Polska wzięła udział w najtrudniejszej części tej operacji, której celem była ochrona procesu politycznego w Iraku. Także nasze zadania w zakresie wyszkolenia nowych sił irackich zostały w pełni wykonane – osiągnęły one wszystkie certyfikaty zdolności do działań operacyjnych, uprawniające do przejęcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo w dotychczasowej strefie działania polskich jednostek. Wycofanie polskich wojsk z Iraku, właśnie w tym terminie, powinno nastąpić również ze względu na nasze możliwości wojskowe, a także ludzkie – nie można wysyłać w to samo, niebezpieczne miejsce, tych samych żołnierz po raz trzeci czy czwarty. Władze naszego kraju, podejmując wówczas decyzję o zakończeniu misji w Iraku, poinformowały o niej sojuszników z należytym, rocznym wyprzedzeniem. W związku z tym, obecnie sprawujący władzę nie mieli żadnych zobowiązań w tej sprawie - nasz dalszy udział w misji wojskowej w Iraku i jego ewentualne negatywne konsekwencje, muszą brać na własny rachunek i własną odpowiedzialność.
8. Czy Pana zdaniem wstrzymanie pomocy finansowej dla Autonomii Palestyńskiej jest dobrym sposobem wyrażenia przez Zachód niezadowolenia z powodu przejęcia w tym kraju władzy przez „organizację” terrorystyczną?
Zaangażowanie Europy w bliskowschodni proces pokojowy jest wielopoziomowe. Od początku opowiadano się za potrzebą równoczesnego zastosowania szeregu politycznych, ekonomicznych i humanitarnych środków bezpieczeństwa. Na pomoc humanitarną, reformę administracji oraz różne projekty ekonomiczne przekazano dotychczas ponad miliard euro. Rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego Bruksela widzi jako wstępny warunek dla sukcesu walki z terroryzmem, gdyż bez uspokojenia sytuacji wokół Izraela, pokoju izraelsko-libańskiego, izraelsko-palestyńskiego, izraelsko-syryjskiego nie można liczyć na stabilizację regionu i jego dalszy rozwój. Wstrzymanie w ostatnim okresie przez Komisję Europejską pomocy finansowej dla kierowanego przez Hamas rządu Palestyny, obowiązywać będzie do ustalenia przez państwa członkowskie UE ich stanowiska wobec nowo wybranego rządu w Gazie. Do tego czasu żadne płatności dla Autonomii Palestyńskiej nie będą dokonywane. Nie oznacza to jednak, że zablokowana zostanie pomoc humanitarna dla potrzebujących Palestyńczyków. Część obserwatorów wskazuje, że zamrożenie środków dla Palestyny może doprowadzić do wzrostu niestabilności w regionie i zaszkodzić procesowi pokojowemu na Bliskim Wschodzie. Ambasadorzy państw członkowskich przy UE stwierdzili, że należy przypomnieć Hamasowi, organizacji uznawanej dotychczas za terrorystyczną, o zasadach, które Autonomia musi respektować - chcąc otrzymać pomoc. Komisja Europejska i państwa członkowskie UE przeznaczają łącznie od 2003 r. dla Autonomii Palestyńskeij fundusze w wysokości ok. 500 mln euro rocznie. Reakcja Hamasu była natychmiastowa. Rzecznik ugrupowania stwierdził, że Hamas został wybrany demokratycznie, a mieszkańcy Palestyny są karani za swój wybór. Dodał też, że decyzja UE dotyka nie tylko rządu, ale wszystkich Palestyńczyków: robotników, studentów i najbiedniejszych. Przywódcy UE stwierdzili, że są skłonni pracować z każdym palestyńskim rządem, który zaakceptuje trzy podstawowe zasady - stanowiące warunek podjęcia rozmów: uznanie prawa państwa Izrael do istnienia, wyrzeczenie się przemocy i zaangażowanie na rzecz procesu pokojowego. Nowy Minister Spraw Zagranicznych Palestyny, Mahmoud al-Zahar powiedział, że jest gotów rozmawiać na temat dwustronnego porozumienia, w którym uznano by Izrael. Hamas wystosował też do Izraela propozycję zawieszenia broni, zakładając powstrzymanie się od działań przeciwko drugiej stronie. Według niektórych źródeł, jest gotów także zadeklarować jednostronne zawieszenie broni, w przypadku gdyby Izrael nie chciał rozmawiać z organizacją nawołującą dotychczas do jego zniszczenia.
Wskazuje to, że groźba wstrzymania na stałe przepływu środków finansowych, przeznaczonych dla Palestyny, przyniosła pozytywne rezultaty.
9. Co Pan sądzi na temat ostatnich wydarzeń w Autonomii Palestyńskiej, czy grożą one wybuchem wojny domowej? I jakie są Pana zdaniem sposoby rozwiązania tego konfliktu?
Decyzja – reprezentującego partię Fatah – prezydenta Mahmuda Abbasa o rozpisaniu przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych, ma – w jego ocenie – przyczynić się do zniesienia sankcji finansowych wobec Autonomii. Perspektywę przedterminowych wyborów zdecydowanie odrzuca jednak zwycięska w wyborach parlamentarnych partia Hamas i oskarża Abbasa o próbę zamachu stanu. Cała sytuacja jest podłożem bratobójczych walk. Zawierane rozejmy są nietrwałe, gdyż – jak ostatnio – po jednym dniu spokoju są przerywane. Stopień trudności w rozwiązaniu tego konfliktu potęguje fakt, że zdaniem niektórych prawników nie jest pewne, czy prezydent Abbas posiada kompetencje do przedterminowego rozwiązania parlamentu, a z kolei politolodzy nie widzą w nowych wyborach szans na rozwiązanie kryzysu. Zgodnie z sondażami, wygraliby je bowiem islamiści. Hamasowski premier Ismail Hanija zapowiedział, że jego partia nie weźmie udziału w ewentualnych przedterminowych wyborach, które określił zamachem stanu. Napięcie w Strefie Gazy potęgują sfrustrowani działacze partii Fatah, którzy do dziś nie pogodzili się z utratą monopolu na władzę (wskutek styczniowych wyborów) i - zdaniem niektórych arabskich mediów - podżegają do walk, aby zyskać międzynarodowe poparcie dla obalenia obecnego rządu. Uważam, że do osiągnięcia spokoju i stabilizacji politycznej w Autonomii, konieczny jest kompromis pomiędzy głównymi siłami w kraju. Przede wszystkim jednak gabinet tworzony wspólnie przez Hamas oraz Fatah, który odblokuje międzynarodową pomoc gospodarczą dla Palestyny. Konieczne jest także, by Hamas przestał odmawiać oficjalnego uznania Izraela oraz wyrzekł się przemocy w walce o niepodległą Palestynę.
10. Czy Pana zdaniem wprowadzone przez Polskę weto odniesie oczekiwane skutki, czy będzie tylko sprawdzeniem solidarności krajów UE? I czy nie uważa Pan, że taka polityka względem Rosji nie została wprowadzona zbyt późno?
Polska wykazała stanowczość na forum Unii Europejskiej, blokując przyjęcie unijnego mandatu na negocjacje nowego porozumienia UE z Rosją. Trudno jednoznacznie oceniać tę decyzję, nie znając kulis dyplomatycznych negocjacji, zwłaszcza tych toczonych w rozmowach bilateralnych, jak i w ramach COREPER (Komitet Ambasadorów państw członkowskich przygotowujący decyzje dla swych ministrów spraw zagranicznych). Jeśli był on jedyną formą zaznaczenia polskiego stanowiska, jeśli w trakcie wcześniejszych konsultacji unijni partnerzy pozostawali głusi na nasze postulaty, to taki „gest Rejtana” jest zrozumiały. Świadczyłoby to jednak bardzo źle albo o unijnej solidarności, albo o jakości polskich postulatów i polskiej dyplomacji — albo o jednym i drugim. Reakcja Komisji i państw członkowskich wskazuje, że rzeczywiście po stronie unijnej nie zrobiono wszystkiego, co było możliwe i zbyt pośpiesznie uznano punkt widzenia strony rosyjskiej, iż jest to kwestia stosunków bilateralnych Polska-Rosja. Z drugiej strony pojawiły się również doniesienia, iż strona polska miała przez niemal rok kłopoty z dotarciem z tą sprawą do właściwych komórek Komisji Europejskiej, jak i z ustaleniem istoty zarzutów rosyjskich. Ostatecznie okazało się, że kwestionowane jest nie polskie mięso, ale mięso, które rzekomo trafiło do Rosji przez Polskę tranzytem. W takim wypadku kontrole w polskich zakładach mięsnych były bezsensowne, gdyż raczej należało się przyjrzeć polskim służbom celnym i weterynaryjnym, które takie sfałszowane mięso przepuściły przez granicę. Zdumiewa, że rząd nie informował o tym fakcie co najmniej własnej opinii publicznej, a nic nie wiadomo, by ta - w końcu zasadnicza różnica - była przedmiotem wyjaśnień w Brukseli lub w Moskwie. Należy podkreślić, że stanowisko strony rosyjskiej, co do istoty sporu i zarzutów, jest wyjątkowo niejasne i wskazuje na polityczne tło całej afery. To bowiem strona rosyjska zmieniała zarzuty wobec Polski: początkowo dotyczyły one jakości polskich produktów, potem - jak wspomniałem - nieszczelności polskiego systemu weterynaryjnego i celnego. Strona polska te zarzuty odpierała, wskazując na fakt, iż to właśnie zza wschodniej granicy, w tym z Rosji, trafiają do Polski produkty spożywcze ze sfałszowanymi certyfikatami. Obserwując polskie działania dyplomatyczne w ciągu ostatniego roku, zarówno wobec unijnych parterów jak i wobec Rosji, można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście uczyniono wszystko, by dwie sprawy, który posłużyły Polsce jak powód zablokowania rozmów z Rosją, były uważane za ważne dla samej Rosji jak i jej parterów, a sam krok - za zrozumiały i konsekwentny. Pierwszy z powodów — utrzymywanie rosyjskiego embarga na polskie produkty spożywcze — nie był przecież, szczególnie ostatnio, stawiany tak ostro przez Polskę w trakcie dwustronnych rozmów, przynajmniej w wymiarze publicznym, w sposób widoczny dla europejskiej dyplomacji i opinii publicznej. To jest w całej tej kwestii najważniejsze. Być może czołowi przedstawiciele polskiej dyplomacji w rozmaitych dwustronnych rozmowach w europejskich stolicach i w kontaktach z Rosjanami uprzedzali, że zastosują weto, jeśli te dwie ważne dla Polski sprawy (embargo i Karta Energetyczna) nie zostaną rozwiązane. Tyle tylko, że z jakiś powodów, świadomie lub z nieudolności czy nieuwagi, fakt ten nie dotarł do świadomości europejskich, a zwłaszcza polskich i rosyjskich, mediów. Podsumowując, można wskazać następujące wnioski:
- stosując weto, Polska wyraźnie zaznaczyła swoją determinację do zdecydowanego bronienia swych interesów narodowych, choć nie do końca zdołała uczynić to w sposób jasny i nie pozostawiający u partnerów unijnych wątpliwości, co do wszystkich powodów i intencji tego konkretnego posunięcia;
- polskie władze powinny wnikliwie przeanalizować postępowanie własnych, właściwych organów administracji, w tej sprawie - by mieć pewność, iż bezzasadne są zarzuty o niewłaściwym prowadzeniu negocjacji, nieznajomości unijnych uregulowań i zwyczajów, wysyłaniu sprzecznych sygnałów co do oczekiwań i intencji oraz o niepotrzebnym stawianiu sprawy w ostatniej chwili na ostrzu noża. Warto także przeanalizować skuteczność komunikowania się z własną i zagraniczną opinią publiczną w tym zakresie. Jest to niezbędne, zarówno by uniknąć w przyszłości ewentualnych błędów, jak i by wiedzieć jak skutecznie odpierać tego typu zarzuty. Decydujące dla oceny zasadności merytorycznej, jak i efektywności polskiego weta, będą najbliższe tygodnie - zarówno jeśli chodzi o skutki dla pozycji Polski w UE, jak relacje polsko-rosyjskie. Polskie władze muszą ocenić, który z celów jest ważniejszy: pozycja w Unii, czy pozycja wobec Rosji. Może się okazać, iż jednoczesne osiągnięcie obu stawianych celów — zapewnienie Polsce mocnej pozycji w Unii, jak i wymuszenie na Rosji poszanowania polskich interesów — jest niemożliwe. W dłuższej perspektywie na pewno istotniejsza jest silna, a więc nieizolowana pozycja w zjednoczonej, a nie podzielonej Unii, gdyż jest to najlepszy instrument do obrony swych interesów wobec Rosji.
11. W ubiegłą sobotę „Dziennik” poinformował, że Sojusz Lewicy Demokratycznej zamiera. Partia która twierdzi, że jest wiodącą siłą na lewicy, nie zdołała na ostatniej Radzie Krajowej przyjąć żadnej uchwały. Powód? Brak kworum. Czy Pańskim zdaniem SLD, obecne w polityce od początku lat 90, może w ciągu kilku miesięcy odejść w niebyt?
Odpowiadając na to pytanie, pragnę zauważyć, że wyniki wyborów samorządowych jednoznacznie wskazują, że Sojusz Lewicy Demokratycznej nie zamiera. Osiągnęliśmy w nich bowiem lepszy efekt niż podczas ostatnich wyborów do parlamentu. Wynik ten potwierdził również słuszność kierunku zmian na lewej stronie polskiej sceny politycznej. Zawarcie koalicji przez SLD z SdPL, UP i PD, pod nazwą: Lewica i Demokraci, zostało dobrze ocenione przez wyborców. Potrzebujemy szerokiego porozumienia Lewicy i Demokratów, któremu towarzyszą związki zawodowe, a także stowarzyszenia. Teraz przed nami okres kilkumiesięcznej pracy nad skonstruowaniem takiej oferty programowej, którą te wszystkie środowiska zaakceptują. Wówczas będziemy mogli zacząć jeszcze skuteczniej działać i walczyć o to, żeby stać się alternatywą wobec prawicy - tej z PiS i PO.
12. Rząd Leszka Millera zrezygnował z lewicowości na rzecz liberalizmu. Czy Pana zdaniem nie było to kolejnym kamyczkiem do koszyka SLD, i dlatego w ostatnich wyborach parlamentarnych osiągnęliście tak słaby wynik?
Rząd L. Millera zastał horrendalną dziurę budżetową i najpierw trzeba było ją „załatać”. Lewicowy rząd dokonał tego – niemal cudu, ale to wymagało przedsięwzięcia bardzo niepopularnych społecznie decyzji. Tak się zaczęło tracenie lewicowego oblicza SLD - oblicza lewicy socjalnej. Tym samym rozpoczął się proces tracenia lewicowego elektoratu. Jednak właśnie w tamtym czasie Sojusz Lewicy Demokratycznej, a także rząd SLD, wykazał się bardzo dużą odpowiedzialnością za Polskę - nie zawahał się przedłożyć interesu Polski nad interes własnej formacji.
13. Jak Pan ocenia budżet przygotowany przez wicepremier Zytę Gilowską na rok 2007?
Przygotowany przez wicepremier Zytę Gilowską budżet na 2007 r. to zły budżet; to budżet według którego nie maleją obciążenia podatkowe, za to zwiększają się koszty utrzymania (w ustawie szczególnie wyśrubowane są dochody z podatku akcyzowego). Budżet, w którym zakłada się zwiększenie wydatków w tempie szybszym, niż wzrost produktu krajowego brutto w ujęciu nominalnym. Rząd proponuje w nim przejadanie owoców wzrostu gospodarczego, wraz z tym co wypracował rząd poprzedni – lewicowy. Znacznemu zmniejszeniu ulega poziom wydatków na cele społeczne w PKB (z 17,2 do 16,9 – czyli o ponad 1 miliard zł mniej). Wzrastają natomiast – o ponad 6 % wydatki na administrację, w której cały czas rośnie liczba etatów. Zabrano 150 mln zł z Narodowego Programu Stypendialnego i przeznaczono na Kancelarię Prezydenta, Kancelarię Premiera, KRRiT i IPN. Z zadłużonego na ponad 4,3 mld zł Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, posłowie koalicji PiS, LPR i Samoobrony RP zabrali ponad 500 mln zł i rozdysponowali na drobne poprawki budżetowe (partykularne interesy w regionach). Tym samym Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie będzie miał większych środków na waloryzację świadczeń emerytalno-rentowych, co znacznie pogorszy sytuację emerytów i rencistów. SLD wnosi wyraźny sprzeciw wobec takich praktyk „kreatywnej księgowości”.
Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej przygotował do budżetu stosowne poprawki, w celu zwiększenia nakładów na cele prorozwojowe, w tym: na inwestycje, a także na edukację - stypendia dla młodzieży wiejskiej, zajęcia pozalekcyjne (w budżecie mamy realny spadek o 1%), na naukę, gdzie nakłady maleją o 0,6%. Klub wnioskował także o zwiększenie środków na dodatki dla pielęgniarek. Jednak koalicja odrzuciła wszystkie propozycje opozycji w tym zakresie.
Powyższe argumenty dowodzą, że sytuacja w polskich finansach publicznych jest naprawdę zła i konieczne są szybkie decyzje oraz kroki naprawcze, gdyż przy rządach tej koalicji znacząco rośnie dług publiczny. Ten budżet nie daje nadziei, że takie działania zostaną podjęte. Tym samym Klub Poselski SLD nie mógł poprzeć tego budżetu.