To pytanie jeszcze bardziej niepokoi polskich przedsiębiorców. Odpowiedź wydaje się być oczywista – z winy Rosji. Ale czy rzeczywiście jest to konsekwencja bezpodstawnej polityki Kremla wobec Polski? Jeżeli przyjrzymy się bliżej, to zobaczymy, że nie do końca. Owszem, Rosja ma swoją wizję ładu międzynarodowego i próbuje ją narzucać innym, mniejszym krajom. Jest to niepisane prawo silniejszego, którym się rządzi świat. Z tego prawa chętnie korzystają również Stany Zjednoczone, tylko że przy wykorzystywaniu innych narzędzi nacisku – dolara, podczas gdy Rosja czyni to poprzez szantaż energetyczny i sankcje ekonomiczne. Błędem Polski jest to, że ze zdaniem USA liczy się i to nawet bardziej, niż leży to w interesie państwa, całkowicie pomijając rosyjski punkt widzenia. To ukształtowało już pewną stereotypową postawę polskiego establishmentu wobec Rosji. Czując za plecami siłę UE i NATO, Polska czuje się pewnie w kontaktach z Moskwą (pewniej, niż UE i NATO jako organizacje), czemu niejednokrotnie dała wyraz. Ostatnim przykładem takiej pewności, która w żaden sposób nie przyczyni się do poprawy stosunków polsko-rosyjskich są komentarze polskich polityków na temat wystąpienia prezydenta Władimira Putina na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium.
Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa, która zgromadziła wielu europejskich i światowych polityków, dzięki wystąpieniu prezydenta Rosji nie przeszła do porządku dziennego bez echa. Nigdy wcześniej bowiem Władimir Putin nie odważył się na tak otwartą i rozbudowaną krytykę pod adresem Zachodu. Najwięcej dostało się Stanom Zjednoczonym. Przede wszystkim prezydent Rosji skrytykował wojnę w Iraku, jako bezprawną i bezsensowną akcję USA. Jednobiegunową strukturę stosunków międzynarodowych budowaną przez USA ocenił jako rzeczywistość niemającą wiele wspólnego z demokracją. Skrytykował także amerykańskie przybliżanie się do granic Rosji poprzez umieszczanie tarczy antyrakietowej w państwach Europy Środkowej oraz poprzez rozszerzenie NATO. Dał także do zrozumienia, że te działania nie pozostaną bez odpowiedzi. Rosją bowiem podejmie „asymetryczne” działania w tym kierunku.
Taka krytyka z jednej strony może być znakiem tego, że Rosja jest słaba i czuje się zagrożona, z drugiej zaś, że jest na tyle silna, aby móc nie tylko obejść się bez pomocy Zachodu, ale także przeciwstawić mu się. Wydaje się jednak, że chodziło o coś zupełnie innego. W ten sposób Kreml chciał przypomnieć społeczności międzynarodowej, że istnieje i że chce odgrywać aktywną rolę na arenie międzynarodowej. I chociaż niemiecka prasa rozpisywała się o powrocie „zimnej wojny”, politycy zachowali właściwy dystans i umiar w artykułowaniu spektakularnych opinii. Zdają sobie bowiem sprawę z tego, jak słusznie zaznaczyła Edyta Lewandowska z Centrum Stosunków Międzynarodowych, że było to zagranie taktyczne, gdyż Rosja nie jest zainteresowana powrotem zimnej wojny. Nie chodzi bowiem o wywołanie konfliktu, lecz o to, aby o Rosji znów mówiło się w kuluarach międzynarodowych, co w zasadzie zostało osiągnięte. Był to także sygnał dla świata, że Rosja powraca do polityki świtowej jako mocarstwo, które teraz będzie bardziej aktywne niż dotychczas.
Wystąpienie Putina sprowokowało wiele reakcji. Obecny na konferencji szef Pentagonu Robert Gates zapewnił, że Stany Zjednoczone uznają Rosję za ważnego partnera i nie dążą do pogorszenia stosunków z Kremlem. Usprawiedliwiał także USA, iż amerykańska tarcza antyrakietowa nie jest wymierzona w Rosję. Nieco później rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Gordon Johndroe wyrażając „zawiedzenie” Białego Domu skoncentrował się na kontynuowaniu współpracy amerykańsko-rosyjskiej na arenie międzynarodowej. Podobne rozczarowanie wyraził sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer. Nie próbował jednak zaogniać sytuacji, lecz skupiał się na tym, co łączy NATO z Rosją, czyli na korzystnej dla obu stron współpracy. Zabierając głos w tej sprawie komisarz ds. stosunków zewnętrznych UE Benita Ferrero-Waldner podkreśliła, że zarówno Rosja, jak i USA są bardzo ważnymi partnerami dla Unii. Stąd też: „nie byłoby mądre, gdyby miało dojść do jakichś kłótni pomiędzy nimi”. Niemiecki minister obrony Franz Josef Jung również zaznaczył ważność Rosji dla Niemiec i wobec wielu prasowych komentarzy wyraził przekonanie, że nie warto wracać do zimnej wojny. Wreszcie sam zainteresowany George Bush, gdy kilka dni później na konferencji prasowej odniósł się do wystąpienia Putina zaznaczył, iż współpraca rosyjsko-amerykańska dla Białego Domu jest bardzo ważna. Owszem, istnieją różnice zdań, ale to nie przekreśla podejmowanych wspólnie wysiłków zarówno na forum ONZ, jak i w relacjach dwustronnych. Na dodatek zarówno Bush jak i Putin podkreślili, że łączą ich relacje przyjacielskie i że jako partnerzy mogą liczyć na solidną współpracę.
Jak powiedział Marek Borowski w reagowaniu na słowa Putina trzeba pozostać „bardzo umiarkowanym i roztropnym”. Ta zasada była przestrzegana w wypowiedziach polityków amerykańskich i europejskich, którzy znają się na rzeczy i w swoich publicznych wypowiedziach zachowywali niezbędną kurtuazję dyplomatyczną. Wystąpienie prezydenta Rosji miało bowiem charakter prowokacyjny, czego nie zauważyli polscy politycy. Nie zauważyli także, że zabierając głos w tej sprawie mogą istotnie zaszkodzić stosunkom polsko-rosyjskim. Otóż nowy szef MON Aleksander Szczygło oskarżył Rosję o powrót do zimnowojennej retoryki. Również nie była pochlebstwem jego przenikliwość polityczna, iż w ten sposób Rosja pokazała swoje prawdziwe oblicze. Jest to może i trafne spostrzeżenie, ale czy na miejscu? Czy osoba na takim stanowisku może pozwolić sobie na takie komentarze? Jak widać może, a konsekwencje z tego tytułu poniesie przede wszystkim polski przedsiębiorca, a nie rząd, który z zasady nie ponosi konsekwencji za swoje błędy.
Wpisując się w ton powyższej wypowiedzi pani minister Fotyga wyraziła przekonanie, że w ten sposób Putin zaostrza współpracę z Zachodem, chociaż Zachód – UE i USA – ma inne zdanie na ten temat, co znakomicie pokazują wyżej opisane wystąpienia. Powiedziała także, że „z prezydentem Putinem trudno jest osiągnąć porozumienie po takim wystąpieniu”. O ile żadnej trudności (jedynie rozczarowanie) w tym nie widzą zachodni partnerzy, a różnicę zdań traktują jako nieodłączny element współpracy z Rosją, Polska dostrzegła taką trudność i usilnie pracuje nad tym, aby nie straciła ona na aktualności. Trudno się więc dziwić, że akurat Polska ma kłopoty z Rosją, a tak zwany Zachód ich nie ma.
Marcin Święcicki powiedział, że „wypowiedź prezydenta Putina wskazuje na to, że powinniśmy odpowiadać wspólnie, jako UE, nie dać się sprowokować jako Polska, nie iść na własną wojenkę z Rosją i z panem Putinem”. Tymczasem stało się odwrotnie. Polska wyraziła swoją opinię – najbardziej odważną i zarazem najbardziej brzemienną w skutki. Jeżeli w takim tonie będzie prowadzona polska polityka zagraniczna należy spodziewać się, że nie tylko z Rosją będziemy mieli trudności, ale również z Niemcami, Francuzami, Amerykanami…
Autor jest specjalistą Instytutu Badań nad Stosunkami Międzynarodowymi.