Mimo, że mam wrodzoną awersję do koloru pomarańczowego, będącego symbolem kampanii Juszczenki, warto było wziąć udział w proteście, ponieważ stawka wyborów wydaje się wysoka. Szczególnie po pierwszej turze jest to widoczne, gdyż po przeciągającym się przeliczeniu głosów przewaga Juszczenki nad Janukowyczem jest minimalna i sięga zaledwie 0,7 procenta, czyli jakieś 150 tysięcy oddanych głosów.
Cuda nad urną
Oczywiście na wynik w niemałym stopniu wpłynęły fałszerstwa wyborcze, mimo to nie odebrały one zwycięstwa Juszczence. A przykładów fałszerstw jest z niedzieli 30 października dużo. Można je nawet nazywać, tak, jak się określa sposoby kradzieży samochodów w Polsce.
I tak, według rosyjskich speców od "marketingu politycznego" prowadzących kampanię Janukowycza, bardzo skuteczna jest metoda "na karuzelę". Polega ona na wypchaniu pociągu bądź autobusu zaufanymi ludźmi, z których każdy ma po kilkanaście sfałszowanych zezwoleń na głosowanie poza miejscem zamieszkania, a autobus jeździ od komisji do komisji. Również, a może bardziej skuteczna jest metoda "na sztuczny tłum". W komisji robi się niespodziewany tłok, przez który trudno jest zauważyć jest fakt wrzucania do urn kart, które wcześniej zostały skradzione z innej komisji. Zapewne dzięki temu aż w sześciu regionach Ukrainy pojawiło się w urnach 85 tysięcy kart za dużo. Dziwnym zbiegiem okoliczności zdarzyło się, że są to okręgi popierające Janukowycza, jak jego rodzinny Donieck, w którym przeliczono 26 tysięcy głosów więcej, niż wydano kart. Z kolei w zachodnich okręgach, w których popularny jest Wiktor Juszczenko, nie było w urnach 260 tysięcy kart, które tam być powinny, gdyż zostały wydane. Łatwo się domyślić, jakie nazwisko na tych tysiącach kart zostało skreślone. Jeśli przyjmiemy założenie, idealistyczne trochę, że na wszystkich kartach dodanych było nazwisko Janukowycza, a na wszystkich wycofanych Juszczenki, to przy takiej frekwencji jaka była, przewaga kandydata opozycji powinna wzrosnąć z 0,7 do 1,8 procenta.
Wykorzystano również przestarzałe spisy wyborców, w których nie wprowadzano większych zmian od 1999 roku. Metoda "na martwą duszę nie okazała się jednak tak dobra, jak najskuteczniejsza ze wszystkich metoda na "literówki w nazwiskach". W wyniku celowo popełnionych błędów, szczególnie w zachodniej Ukrainie, wiele osób nie mogło oddać głosu. Zdarzały się wypadki, że całe ulice w miastach i całe wioski miały poprzekręcane nazwiska, adresy, lub daty urodzin. Na liście wyborców nie mógł odnaleźć się we Lwowie kardynał Lubomir Huzar, jedna kobieta w Kijowie w dacie urodzenia miała wpisany rok 1184. Według sztabu Juszczenki z takich powodów nie mogło zagłosować 3 miliony ludzi. Liczba ta wydaje się przesadzona, generalnie można jednak uznać, że gdyby nie popełniono wszystkich fałszerstw, nie byłoby remisu wyborczego, a przewaga opozycji wynosiłaby ok. 4 procent, byłaby więc całkiem wyraźna.
Obóz władzy nie mógł do tego jednakże dopuścić-przewaga psychologiczna Juszczenki stałaby się w tej sytuacji ogromna i można byłoby się spodziewać łatwego zwycięstwa opozycji drugiej turze. Z tych własnie powodów Kuczma i wspólnicy chcieli uniknąć jakiejkolwiek wygranej Juszczenki w pierwszej turze. Nie udało się jednak-można zaryzykować stwierdzenie, że udało się sfałszować to, co było do sfałszowania, ale było to za mało dla ukraińskiej grupy trzymającej władzę.
W tej sytuacji nasuwa się pewna refleksja, ponieważ często kondycja władzy i demokracji na Ukrainie porównywana jest do takowej na Białorusi, a niektórzy nawet przewidują powtórzenie w Kijowie modelu białoruskiego. Jest to stwierdzenie mylne, z którym polemikę warto podjąć w oddzielnym artykule, w tym miejscu należy przypomnieć, że w październikowym referendum Łukaszenko dostał tyle głosów, na ile zamówienie złożył w centrali wyborczej, na Ukrainie zaś nie sprawdziły się przewidywania sztabu Juszczenki, którego przedstawiciele kilka dni przed wyborami mówili, że Kuczma nakazał przeforsowanie 6-7 procentowej przewagi Janukowycza. Albo więc Juszczenko przesadził i nic takiego nie miało miejsca, albo życzenie nie zostało zrealizowane. Tak, czy inaczej niemożliwe, w przeciwieństwie do Białorusi, okazało się sztuczne ustawienie wyniku elekcji.
Przewidywania na niedzielę
Zagadką pozostaje, co się stanie na Ukrainie w wyborczą niedzielę 21 listopada. Wygrać może zarówno Juszczenko, jak i Janukowycz. Wydaje się, że przewaga leży po stronie kandydata opozycji, ale należy pamiętać o różnych, zarówno konstytucyjnych, jak i poza konstytucyjnych możliwościach władzy, czyli tak zwanym czynniku administracyjnym.
Za wygraną Juszczenki przemawiają między innymi takie względy, jak przekazanie mu swojego poparcia przez kandydata socjalistów z pierwszej tury, Ołeksandra Moroza, który zdobył 6 procent głosów. Z kolei lider komunistów, który legitymuje się poparciem 5 procent wzywa do głosowania przeciwko obu kandydatom, ale można przypuszczać, ze jego zwolennicy poprą Janukowycza. W drugiej turze trudniej będzie administracji dokonać manipulacji wymienionych przeze mnie wcześniej. W ciągu tych trzech tygodni sztab Juszczenki zdołał przymusić władze do naprawienia wielu list wyborczych. Można więc spodziewać się sukcesu, acz nieznacznego, opozycji.
Błędem okazała się strategia marketingowa Wiktora Janukowycza. Ciągłe ośmieszanie Juszczenki w mediach, niedopuszczanie go do nich, nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Może to być dowodem na pewną dojrzałość polityczną społeczeństwa, które potrafi odpowiednio przefiltrować trafiające do niego informacje. Zupełną już klapą okazały się kolejne wizyty Władimira Putina. Sztabowcy kandydata obozu władzy spodziewali się po nich kilkuprocentowych przyrostów w sondażach, a takich nie było, Ukraińcy odebrali obecność prezydenta Rosji w kampanii wyborczej jako to, czym jest ona w rzeczywistości, a więc za wtrącanie się w ich wewnętrzne sprawy.
Ważnym punktem kampanii przed drugą turą była poniedziałkowa telewizyjna debata pomiędzy oboma kandydatami, Komentatorzy stwierdzili, że wypadł w niej lepiej Janukowycz, a Juszczenko, czytając część swojego wystąpienia z kartki, nie pokazał wszystkich swoich możliwości, okazując swoją przewagę jedynie w dziedzinie gospodarki, oraz na sam koniec, gdy porównaniem Kuczmy i Janukowycza do pilotów prowadzących samolot wprost na skałę, zdenerwował tym samym kandydata władzy, który zakończył debatę w języku rosyjskim. Abstrahując od tego, kto wygrał w debacie oraz od wiarygodnosci oficjalnych ukraińskich sondaży, należy stwierdzić, że sam fakt pojawienia się Juszczenki w telewizji rządowej pozwolił mu się zaprezentować, co niewątpliwie jest plusem.
Juszczenko ma więc duże szanse na wygraną. Jednak to że zwycięży, nie musi jeszcze oznaczać, że zostanie prezydentem. Tym razem władza zapewne stanie na głowie, aby nie dopuścić do niekorzystnego dla siebie wyniku, różne scenariusze, łącznie z próbą masowego fałszerstwa, a przede wszystkim unieważnieniem wyborów, są realne. Szczególnie ta druga możliwość wysoce jest brana pod uwagę. Władza może bardzo łatwo znaleźć pretekst do stwierdzenia nieważności wyboru, na przykład z powodu błędów na listach wyborczych, do których sama doprowadziła. W tej sytuacji kolejne wybory odbędą się w marcu, jednak żaden z obecnych kandydatów nie będzie mógł w nich wystartować. O ile Kuczma znajdzie sobie kogoś w zastępstwie Janukowycza, o tyle Juszczenko dla opozycji jest niepowtarzalny i nawet bardzo popularnej Julii Tymoszenko nie uda się wtedy wygrać.
Należy zwrócić uwagę na przyszłość Ukrainy po ewentualnym zwycięstwie opozycji. Polskie media sytuację widzą do przesady w sposób czarno-biały, apoteozując Juszczenkę i demonizując Janukowycza. Z tego obrazu można wnioskować, ze wygrana opozycji automatycznie będzie oznaczać Unię Europejską, a wygrana obozu władzy to z miejsca protektorat rosyjski. Nic bardziej mylnego. Obaj kandydaci doskonale rozumieją położenie Ukrainy i wszystkie jej powiązania z innymi państwami, szczególnie gospodarcze. Niezależnie jednak od tego, jaka drogą podąży Ukraina po wyborach, po zwycięstwie opozycji na pewno pójdzie drogą europejskich standardów demokratycznych. Kuczma przez dziesięć lat dosyć umiejętnie balansował pomiędzy wschodem a zachodem, po Juszczence można spodziewać się podobnej polityki, przynajmniej na początku. Juszczenko jednak, w przeciwieństwie do obozu prezydenckiego, ma szansę zapewnić Ukrainie jeszcze szybszy wzrost gospodarczy i demokratyzację obyczajów politycznych, dlatego będzie lepszym prezydentem.
Obserwujący z ramienia WNP pierwszą turę wyborów generał Władymir Ruszajło powiedział: "Oni stawiają (ankieterzy - przyp. AZ) znacznie więcej krzyżyków przy nazwisku Juszczenko niż przy nazwisku Janukowycz, to znaczy, że nie są obiektywni. Niedawno byłem na wyborach i referendum na Białorusi i tam wszystko było w porządku". Miejmy nadzieję, że nie taki porządek będzie panować w Kijowie.