Próbę odpowiedzi podjął Stanisław Szuszkiewicz, b. Przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi, przynajmniej jeśli chodzi o ten kraj, na wtorkowym wykładzie uniwersytetu Warszawskiego. I od razu trzeba przyznać, że jednoznacznej odpowiedzi nie udzielił, bo i nie jest ona prosta. Nawiązując do postawionego w temacie wykładu zagadnienia: czy teraz kolej na Białoruś?; przytoczył dane i swój punkt widzenia, który raczej optymistycznie nie nastraja zwolenników demokratyzacji naszego wschodniego sąsiada.
Szykany wobec opozycyjnych partii politycznych ze strony oficjalnych władz uniemożliwiają skuteczną walkę na argumenty o białoruski "rząd dusz". Brak dostępu niezależnej opinii do mass mediów elektronicznych wpływa negatywnie na świadomość społeczeństwa i uniemożliwia samodzielną ocenę sytuacji społeczno-ekonomicznej inną niż rządowa. Obóz Łukaszenki skutecznie paraliżuje wszelkie akcje nieposłuszeństwa przy pomocy środków przymusu, ale i poprzez sianie atmosfery strachu nieznoszącej sprzeciwu. Szuszkiewicz zwrócił uwagę na agresywną propagandę Mińska uznającą każdą niezależną myśl za inspirowaną Zachodnim kryminalnym kapitałem i ideologią. Przy tym oficjalna linia władzy zdaje się, jak uważa Przewodniczący, być inspirowana i kierowana przez Kreml, a okresowe nieporozumienia na linii Łukaszenko-Putin to tylko "zasłona dymna". Szuszkiewicz dziwił się także beztrosce Łukaszenki, z jaką przyjmuje on bezsprzecznie niedyplomatyczne, a wręcz niesmaczne połajanki ze strony Moskwy.
Na spektrum problemów opozycji białoruskiej nakłada się jednak i jeszcze jeden problem, a mianowicie nieporozumienia i niesnaski w jej łonie, które związane są przeważnie z osobistymi ambicjami poszczególnych liderów. Jeżeli dodać do tego brak wystarczających źródeł finansowych gotowych wspierać obywatelski sprzeciw, jak to miało miejsce na Ukrainie, to widać precyzyjnie, iż szansa na wzniecenie jakiegokolwiek masowego ruchu w oparciu o "abstrakcyjne" idee wolności i niezawisłości ma nikłe szanse. A przecież im dalej od ukraińskiego "pierwowzoru", im bardziej sytuacja na Ukrainie ustabilizuje się, im więcej nowa sytuacja ujawni mankamentów okresu transformacji politycznej, tym trudniej będzie powoływać się na śmiały, jednoznacznie pozytywny przykład z Kijowa.
W tej sytuacji jedyną szansa na powtórzenie ukraińskiego wariantu przemian zdaje się być, niestety, krach gospodarczy na Białorusi, który unaoczni społeczeństwu archaiczny system sprawowania władzy . Nic tak przecież nie przekonuje do rewolucji, jak pusty żołądek.
Pozostaje jednak pytanie, czy po ewentualnym obaleniu (odejściu?) Łukaszenki zniknie także cały aparat policyjno-urzędniczy, na którym się on opiera i czy wreszcie na Białorusi zostanie pochowany homo sovieticus, po którym nikt już nigdy nie będzie płakał? Ten jednak problem wydaje się odległy, a przyszły nieboszczyk ma się na razie jak najlepiej.