Czekając na czeczeński odwet

10-03-2005

Autor: Maciej Tomaszewski

Zabicie Asłana Maschadowa, ostatniego prezydenta wolnej Czeczenii lub, jak wolą prokremlowskie media, międzynarodowego terrorysty i bandyty rzuci się zapewne cieniem na sytuację na Kaukazie, a i zapewne w całej Rosji. Bo też nie może być inaczej. Dla tych Czeczeńów, jak pozostający na emigracji Ahmed Zakajew, którzy będąc niepoprawnymi optymistami, wierzyli jeszcze w jakąś możliwość porozumienia z rządem Putina, jest to cios, po jakim jakiejkolwiek wątpliwości co do polityki rosyjskiej mieć nie można.


A jest to strategia fizycznej eliminacji politycznych przeciwników. I nie chodzi tu już tylko o walkę z oddziałami bojowników z gór czy grupami terrorystycznymi. Jest to zaprogramowana akcja zwalczania politycznej niesubordynacji i ucięcie wszelkich wątków niepodległościowych. Putin dał wyraźny sygnał, iż jego polityka zabijania "bandytów, nawet w wychodkach" jest w pełni realizowana przez podległe mu służby.

Eliminując Maschadowa Moskwa zapewniła sobie, a w zasadzie potwierdziła, iż w sprawach Czeczenii ma całkowitą wolną rękę. Jeśli do tej pory można było mówić, iż Putin winien porozumieć się z legalnym rządem wyłonionym w 1996 roku, to teraz w zasadzie nie ma nawet z kim rozmawiać, nawet jeżeliby się chciało. I o to wydaje się chodziło również Kremlowi. W odpowiedzi na zarzut niepodejmowania dialogu ze stroną czeczeńską, zawsze będzie można odpowiedzieć, iż nie można porozumieć się z żadną "rozsądną" siłą.

A o "rozsądną" siłę będzie w tej sytuacji na Kaukazie niełatwo. Na polu walki został bowiem jedynie nieprzewidywalny i coraz bardziej skłaniający się ku terroryzmowi Szamil Basajew oraz inni, mniej znani lokalni dowódcy, który postawieni w ten sposób pod ścianą niewątpliwie zradykalizują swoje działania. Zabójstwo Maschadowa zatem wcale nie uspokoi sytuacji w rejonie, a wręcz przeciwnie, zaogni ją. Bo jeżeli Maschadow miał jakiś wpływ hamujący niekiedy zapędy co bardziej krewkich bojowników, posiadał przede wszystkim autorytet, to teraz wszystkie hamulce puszczą i czeczeński odwet może przybrać rozmiary nieoczekiwane.

Pozbycie się prezydenta na pewno nie zakończy walki Czeczenów o niepodległość, co pokazała już śmierć Dżochara Dudajewa w pierwszej wojnie. Pytanie brzmi, kto stanie teraz na czele rządu podziemnego Republiki Iczkerii? Czy zostanie nim Basajew? Wątpliwe ze względu na jego nieporozumienia z Maschadowem i resztą rządu. A może znów ktoś umiarkowany i gotów do rozmów? Tylko z kim?

I być może najważniejsze pytanie z perspektywy samych Rosjan: kiedy w Moskwie, Petersburgu i innych miastach zaczną wybuchać bomby? Bo niestety nie warto pytać, czy wybuchną.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.