Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Europa Zachodnia / Przyjacielski ogień               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
20-06-2006

 

20-01-2012

  Poszukiwanie ofiar „Costa Concordia” zawieszone

08-01-2011

 

30-10-2010

 

28-08-2010

 

10-07-2010

 

22-05-2010

  Kolejny zamach w Iraku

+ zobacz więcej

Przyjacielski ogień 

15-03-2005

  Autor: Katarzyna Dobrowolska z Wenecji

W piątkowy wieczór (4 III) nadchodzi nareszcie długo wyczekiwana wiadomość: po miesiącu przetrzymania została uwolniona włoska dziennikarka Giuliana Sgrena, wysłanniczka pisma "Il Manifesto", porwana w Iraku przez bliżej nieokreślone zgrupowanie islamskich fundamentalistów. W kraju wybucha euforia, ale trwa ona krótko, dopóki nie nadchodzi kolejna informacja: na amerykańskim check-poincie zginął Nicola Calipari, członek włoskich służb wywiadowczych, którego zadaniem było eskortowanie uwolnionej dziennikarki przez Bagdad na lotnisko. Euforia przemienia się w konsternację.

 

 

Amerykanie natychmiast podają swą interpretację faktów: tragiczny wypadek. Włoskie głosy oficjalne potwierdzają: nie wątpimy, że był to wypadek, ale chcemy, by sprawa została do końca wyjaśniona. "Głosy z korytarza" natomiast donoszą, że amerykańscy żołnierze mieli za zadanie zabić dziennikarkę, niewygodnego świadka bliżej nieokreślonych wydarzeń.

By mieć pełen obraz zajścia, musimy jednak wrócić do początków. Sgrena została porwana podczas gdy starała się przeprowadzić wywiad z uciekinierami z oblężonej Falluji. Dziennikarka opowiada:  "Już tego ranka Irakijczycy nie chcieli mnie słuchać. 'Wynoście się, jedźcie do domu, czemu może służyć nasza rozmowa?' - mówili. Jak grom z jasnego nieba spadł na mnie skutek uboczny wojny: śmierć dialogu. Wtedy też zostałam porwana i zamknięta w domu, wraz z dwoma strażnikami oraz Irakijką - kucharką. Na przetransmitowanym przez włoską telewizję video mówię o moich porywaczach jako o osobach wykształconych, wychowanych - w tamtym momencie nie miałam zbyt dużego 'pola manewru'. Byłam w ich rękach. Nie byli agresywni czy okrutni, miałam pożywienie, dach nad głową, lekarstwa. Lecz śmierć codziennie zaglądała mi w oczy. Najgorsza do zniesienia była niepewność. Tak minął prawie miesiąc, podczas którego nauczyłam się czerpać informacje z... zachowania moich strażników. Pewnego dnia zaczęli napomykać, że będę uwolniona. Wtedy też miało miejsce zdarzenie prawie komiczne. Jeden z nich pokazał mi zdjęcie piłkarza Tottiego w koszulce z napisem: 'Uwolnijcie Sgrenę'. Nie mógł uwierzyć, że sam Totti Gol, grający w drużynie, której Irakijczyk kibicował, apelował o moje uwolnienie.

W piątek strażnicy weszli do mego pokoju i powiedzieli: 'Gratulacje. Wyjeżdżasz do Rzymu'. Byłam pełna mieszanych uczuć. Nie myślałam o wolności, bo wiedziałam, że teraz nastąpi najbardziej niebezpieczny moment. Przebrałam się. Po chwili wrócili i powiedzieli: 'Odwieziemy cię. Uważaj, żeby się nie pokazać, inaczej mogliby zainterweniować Amerykanie'. Zawiązali mi oczy i przeprowadzili do samochodu. W Bagdadzie tego dnia padało i samochód lawirował pomiędzy kałużami. Byli ze mną dwaj porywacze i kierowca. Natychmiast usłyszałam coś, czego nie chciałam usłyszeć: helikopter, który przelatywał nisko nad ziemią właśnie tam, gdzie się zatrzymaliśmy. 'Bądź spokojna, zaraz po ciebie przyjdą, za dziesięć minut tu będą'. Wysiedli z samochodu i zostałam sama. W oczach miałam watę, na niej ciemne okulary. Zaczęłam się zastanawiać: 'Co teraz będę robić? Odliczać sekundy, które dzielą mnie od wolności?'. Wtedy usłyszałam głos: 'Giuliana, Giuliana, to ja, Nicola, bądź spokojna, jesteś wolna'. Mężczyzna pomógł mi ściągnąć 'opaskę' z oczu. Poczułam się lepiej, nie wiedziałam, co się dzieje,  ale słowa tego 'Nicoli' rozweseliły mnie. Mówił, mówił w sposób niepohamowany, wylewał z siebie cały potok przyjaznych słów. Warunki atmosferyczne były straszne, jezdnia śliska, żartował: 'Przeżyć porwanie i zginąć w wypadku samochodowym, to byłoby coś nie do pomyślenia!'. Nareszcie się odprężyłam, poczułam ciepło, którego dawno już nie odczuwałam... Nicola siedział koło mnie, na tylnym siedzeniu. Kierowca telefonował dwa razy, raz do ambasady, raz do Włoch, mówiąc, że jedziemy na lotnisko (wiedziałam, że jest ono kontrolowane przez Amerykanów), byliśmy niecały kilometr od celu, kiedy... pamiętam tylko ogień. Deszcz ognia i pocisków, który na nas spadł, zgasił w jednej chwili nasz serdeczny śmiech. Kierowca zaczął wołać, że jesteśmy Włochami, Nicola rzucił się, by mnie zakryć, i natychmiast, powtarzam natychmiast, usłyszałam jego ostatni oddech. Chyba poczułam ból, nie wiedziałam, dlaczego. Jak grom spadły na mnie ostatnie słowa moich porywaczy. Mówili, że zrobią wszystko, by mnie uwolnić, ale żebym uważała, bo: 'Amerykanie nie chcą, byś wróciła'. Kiedy mi to powiedzieli, uznałam ich słowa za zbędne i propagandowe. W jednym momencie nabrały dla mnie gorzkiego smaku prawdy.".

Gdy samochód został ostro oświetlony reflektorem,  kierowca zwolnił i zatrzymał się - tak on sam twierdzi. Amerykanie utrzymują, że pojazd pędził z szybkością 160 km. na godzinę. Analiza Toyoty (w pierwszym momencie zarekwirowanej przez amerykańskie wojska) potwierdza wersję kierowcy: kiedy żołnierze wyładowywali swoje magazynki na samochód, jechał on bardzo wolno lub stał w miejscu i światła w kabinie były zapalone. Ogień, skierowany na wysokość człowieka, trwał 10 - 15 sekund. Gdy żołnierze podeszli do pojazdu, Nicola Calipari już nie żył. Kazali wysiąść i uklęknąć kierowcy, przenieśli ranną Giulianę na pobocze.

Porwanie Sgreny pełne jest paradoksów. Niektóre amerykańskie gazety oskarżają dziennikarkę o wychwalanie porywaczy i krytykowanie Amerykanów. Niektórzy włoscy politycy zastanawiają się, co ona właściwie w Iraku robiła. Dylemat niemały. Co jest ważniejsze: zachowanie swego życia i nienarażanie ojczyzny na wydatki i kłopoty, czy przekazywanie światu informacji, które inaczej nie wydostałyby się w żaden sposób z Iraku? Siedzenie w kapciach przed telewizorem i "ucięcie" terrorystom ważnego źródła dochodów, jakim jest okup za zakładnika, czy też obserwowanie z bliska wydarzeń, próba zapobiegania kolejnym zbrodniom wojennym, właśnie dzięki przekazywaniu informacji? To temat na doktorat z dziedziny etyki dziennikarstwa, nie do przeanalizowania w tym miejscu. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na paradoks: zamiast procesować żołnierzy otwierających ogień w sposób absolutnie nieproporcjonalny do ewentualnego zagrożenia, procesuje się Sgrenę, bo pracowała i dała się porwać, Nicolę Calipari, bo dał się zabić, kierowcę, bo prowadził samochód...

Aktualnie dyskusja koncentruje się wokół kwestii: "Dlaczego amerykański patrol nie wiedział, że po kontrolowanej przez niego drodze przejedzie samochód transportujący Sgrenę?". Włosi twierdzą, że poinformowali Amerykanów, ci zaś utrzymują, że wiadomość nie dotarła do jednostki, która otworzyła ogień. USA zgodziło się na powołanie w sprawie wspólnej, włosko - amerykańskiej komisji śledczej. Tymczasem Italia żywi poważne wątpliwości, że sprawa zostanie wyjaśniona i przede wszystkim, że winni poniosą odpowiedzialność za popełnione morderstwo. Uciekając się do zasady ekstraterytorialności Amerykanie prawie nigdy nie dopuszczają do tego, by ich żołnierze byli procesowani przez kraj, na terenie którego zaszedł incydent. Przypomnijmy choćby wydarzenia z lutego roku 1989, kiedy to w pobliżu alpejskiego miasteczka Cermis głupi wybryk amerykańskiego lotnika spowodował śmierć dwudziestu turystów transportowanych wyciągiem linowym. Otóż dzisiaj dowiadujemy się, że bezpośredni sprawca tragedii został skazany na pół roku więzienia i do dzisiaj pilotuje samoloty cywilne; inni uczestnicy wydarzenia nadal pozostają w armii, co więcej, niektórzy z nich awansowali na wyższe stopnie wojskowe.

Pomimo różnych prób "ominięcia" problemu, myślę, że musimy się zgodzić co do jednego: poinformowanie lub niepoinformowanie żołnierzy o nadjeżdżającym pojeździe jest sprawą drugorzędną. Zasadnicze pytanie to: "Jak to możliwe, że wyładowuje się magazynki na jakimkolwiek pojeździe pojawiającym się na horyzoncie?". Nie porawia humoru zamieszczone przez "New York Times" zdjęcie irakijskich rodziców rozstrzelanych na oczach dzieci na check - poincie. Prawo międzynarodowe nakazuje, by uciekano się do użycia siły tylko w ostateczności i w sposób proporcjonalny do zagrożenia. Najwyraźniej "eksportatorzy demokracji" mają problemy z respektowaniem podstawowych norm prawa i stają się protagonistami długiego pasma... kompromitacji. Począwszy od tortur w więzieniach, poprzez bezkondycyjne ostrzeliwanie samochodów, aż po rozstrzeliwanie rodziców na oczach dzieci. Irakijczycy nie wiedzą, co to demokracja? Wbiją im to do głowy nabojami!

 


 

A co Państwo sądzą na ten temat? Czekamy na Państwa opinie! Prosimy do nas pisać: zagranica@e-polityka.pl lub skorzystać z przycisku "Dodaj komentarz"


 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl