Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Ogólne / Pozbawiona złudzeń, czyli rzecz o samorządzie               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Pozbawiona złudzeń, czyli rzecz o samorządzie 

15-04-2005

  Autor: Ewa Tryfon

Rok 2000. Czerwiec. Premier Buzek powołuje zarząd komisaryczny w Warszawie, a co za tym idzie ponowne rozpisuje wybory samorządowe do dzielnic warszawskich, gminy Centrum i Rady Warszawy. Wybory muszą się odbyć w ciągu trzech miesięcy. Miałam 23 lata, pracę w renomowanej firmie konsultingowo-szkoleniowej, studiowałam w prywatnej uczelni. Od trzech lat byłam członkiem partii, członkiem Zarządu na Pradze-Południe w Warszawie i we władzach warszawskich młodzieżówki.

 

 

Do partii wstąpiłam w 1997 za namową koleżanki, z którą studiowałam na Uniwersytecie. Czułam, że muszę coś ze sobą zrobić, komuś pomóc. Od zawsze byłam harcerką, uwielbiałam harcerstwo, ale brakowało mi go odkąd poszłam na urlop instruktorski. Prowadziłam drużynę, która uległa samorozwiązaniu - moje harcerki skończyły podstawówkę, zmieniły znajomych, a w szkole, w której działała drużyna harcerstwo było "nie na topie". Przez długi czas udzielałam się tylko w hufcu.

Pomysł koleżanki spadł na mnie jak grom z jasnego nieba i zobaczyłam, że nie tylko w harcerstwie mogę się realizować. Po wypełnieniu deklaracji członkowskich zostałyśmy zaproszone na spotkanie Koła Młodzieżowego, które odtąd było "naszym kołem". Byłam aktywna. Doceniono mnie na dzielnicowym zjeździe partii, zostałam wybrana do zarządu władz dzielnicowych. Chodziłam na spotkania z politykami, ludźmi z pierwszych stron gazet. Po pewnym czasie współorganizowałam takie spotkania. Wraz z kilkoma kolegami wspierałam Stowarzyszenie Edukacji Obywatelskiej (SEO), które pomagało młodym, zdolnym osobom - organizowaliśmy sympozja, wyjazdy i szkolenia. Byłam jednym z organizatorów festynów dla dzieci - w Parku Praskim, parku przy Rozbrat, Parku Skaryszewskim. W roku 1998 otrzymałam rekomendację partii w wyborach samorządowych. Ku zdziwieniu większości nie skorzystałam z niej, chciałam udzielać się jak do tej pory. W międzyczasie zmieniłam pracę na taką, która dawała mi szanse rozwoju.

W roku 2000 dostałam kolejną szansę na udział w wyborach samorządowych, tym razem nie odmówiłam. Startowałam w swoim okręgu, na liście miałam kilku znanych lokalnych działaczy. Bałam się, ale z drugiej strony wierzyłam, że mi się uda. Kilka dni później Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła wyniki. Udało się, weszłam do samorządu z drugim wynikiem z mojej listy. Rozpoczął się kolejny etap w moim życiu. Zostałam radną. Radną dzielnicy Praga-Południe gminy Warszawa-Centrum.

Spotkałam się ze znajomymi z młodzieżówki, którzy ostrzegli mnie, żebym uważała na ludzi, żebym patrzyła im ręce - nie tylko opozycji, ale przede wszystkim swoim kolegom. Wydawało mi się, że żartują. Byłam wychowana przez rodziców w przekonaniu, że wszyscy ludzie są dobrzy, że sobie pomagają, że są bezinteresowni. Moim ideałem był mój tata, zawsze szarmancki, konkretny a jednocześnie bardzo wrażliwy i sentymentalny. W każdym człowieku widziałam cechy mojego taty, a może chciałam widzieć? Nie wiem.

Pierwsza sesja Rady odbyła się we wtorek. W obecności kamer i mikrofonów radiowych wybieraliśmy nowy Zarząd dzielnicy, przewodniczących i członków poszczególnych komisji. Zgłosiłam się do Komisji Rewizyjnej (KR) oraz Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego. Mój klub wytypował mnie na przewodniczącą Komisji Rewizyjnej - najmłodszą w historii Warszawy. Miałam pewne obawy, że sobie nie poradzę, ale z drugiej strony czułam się zaszczycona, że koledzy powierzają mi tak ważną i odpowiedzialną funkcję.

Każda partia miała swój Klub (co najmniej 3 osoby), i w ramach tego Klubu opracowywała swoją strategię. Komisja Rewizyjna liczyła pięć osób, po dwie z SLD i AWS i jedna z UW. Dyrektor Zarządu dzielnicy rekomendowany był przez moją partię. Miałam kontrolować "swojego dyrektora" a jednocześnie mojego dobrego kolegę. To był początek końca… mojego końca.

Problemy zaczęły się już na początku kadencji. Jako przewodnicząca KR nie mogłam doprosić się o upoważnienia, wystawione przez Dyrektora dla członków komisji, uprawniające nas do przeprowadzania kontroli. Po czterech miesiącach i kilkunastu pismach otrzymałam upoważnienia i mogłam zacząć działać. Plan pracy KR został przyjęty jednogłośnie przez Radę Dzielnicy - był z tym pewien problem, bo regulamin komisji rewizyjnych nie precyzuje, kto ma zatwierdzać plany pracy. Tak wiec plany zatwierdzaliśmy na posiedzeniu komisji, następnie przygotowywałam Uchwałę, którą przedstawiałam na sesji Rady Dzielnicy jako jednostce nadzorującej do zatwierdzenia. Rada mogła Uchwałę przyjąć albo odrzucić. Wszystkie plany półroczne zostały przyjęte, a sprawozdania z wykonania planów pracy nie…

Moja Komisja postawiła poprzeczkę dość wysoko. Zaczęliśmy kontrolować to, co było kontrowersyjne, co wzbudzało społeczną dezaprobatę, czyli: lokale substandardowe, wybudowanie aneksów dydaktycznych przy dwóch szkołach podstawowych, remont muszli koncertowej w Parku Skaryszewskim, fundusze ze środków europejskich w Wydziale Ochrony Środowiska i dotacje celowe dla Zakładu Administrowania Nieruchomościami.

W Gazecie Wyborczej opisywali naszą syzyfową pracę, nie uginaliśmy się pod ciężarem obowiązków, byliśmy żądni krwi, chcieliśmy doprowadzić sprawy do końca. Było ciężko, ale było warto. Przed każdą wizytą w określonym Wydziale musiałam przygotowywać pismo, które opiniowane było przez KR, a następnie składane w sekretariacie Dyrektora skąd trafiało do odpowiedniego Wydziału. Bardzo często pisma były przetrzymywane przez Dyrektora bądź jego zastępców, a co za tym idzie drzwi do Naczelników były przed nami (KR) zamknięte. Sprawę kilkakrotnie poruszałam na sesji Rady Dzielnicy, wspierana byłam przez członków komisji. Za każdym razem padały przeprosiny ze strony Zarządu, że to już się więcej nie powtórzy, obiecywali załatwiać nas priorytetowo. Były to niestety obietnice bez pokrycia.

Na spotkaniach Klubu kilkakrotnie dostawałam reprymendę, żebym nie była "za wnikliwa", "za ambitna", żebym nie działała na szkodę "naszego dyrektora", a co za tym idzie na szkodę partii. Dziwiły mnie te sugestie, ponieważ powierzone mi obowiązki wykonywałam bardzo starannie. Na spotkaniach w gronie prywatnym słyszałam docinki typu "odpuść sobie, nie warto", "nie grzeb, bo ciebie pogrzebią", "dla swojego dobra patrz na tę sprawę przez palce" itp. Bardzo mnie to bolało. Przecież mi zaufali, sami chcieli, żebym się tym zajmowała, dlaczego teraz zmieniali zdanie? Pewnego dnia mój przyjaciel powiedział mi wprost, że wybrali mnie na przewodniczącą, bo jestem ładna, młoda, i na pewno łatwo mną kierować. Pomylili się. Nie zostałam marionetką w ręku "wyjadaczy politycznych".

Myślałam, że samorząd nie jest przesiąknięty aż tak polityką, ale jest, jest jeszcze bardziej niż niejednemu człowiekowi się wydaje. Zaczęłam wątpić w to, co robię, a robiłam to w wolnej chwili. Praca na cały etat, bardzo często do późnych godzin wieczornych, Rada, komisje, prowadzenie domu; uczelnia - wszystko się właśnie na niej odbijało. Nadchodził weekend, a ja nie miałam siły wstać z łóżka, żeby pojechać na zajęcia, nie miałam czasu, żeby pójść do kina. Potrafiłam przespać całą sobotę.

Pierwsze sprawozdanie z kontroli rozdysponowania lokali substandardowych zostało jednogłośnie przyjęte przez KR i odrzucone przez większość radnych podczas sesji Rady Dzielnicy. Sprawozdanie zostało odrzucone przez mój Klub, bo uderzało w dobre imię partii. Wnioski, do jakich doszła KR po przeprowadzeniu kontroli, były następujące: odwołanie Naczelnika i Zastępcy Naczelnika z funkcji, sprawdzenie kwalifikacji radcy prawnego przez Naczelną Radę Radców Prawnych, zgłoszenie sprawy do prokuratury o popełnienie przestępstwa etc.

Kolejne sprawozdanie dotyczące kontroli wybudowania aneksów dydaktycznych przy szkołach podstawowych. Członkowie zespołu kontrolnego powiedzieli o rozbieżnościach, które wynikły w trakcie prowadzenia kontroli: wykonawca nierzetelnie zapoznał się z warunkami postawionymi przez Zarząd Dzielnicy, nie powinno być żadnych roszczeń wykonawcy do dodatkowego wynagrodzenia i umorzenia odsetek karnych, ponieważ termin zakończenia prac przedłużył się o 51 dni i przekroczony został z winy wykonawcy. Jeżeli jest coś nie tak od strony finansowej, to trzeba sprawę skierować do Regionalnej Izby Obrachunkowej. Zdaniem członków KR projektant niewłaściwie zaprojektował, inwestor źle nadzorował, dlatego było tyle kłopotu. Inspektor nadzoru nawet się nie pojawił przy odbiorze aneksu. Trzeba wyciągnąć pewne konsekwencje w stosunku do osób, które nadzorowały budowę, odbierały aneks i wina leży też po stronie Urzędu, który nie dopilnował tego. Sprawozdanie i wnioski pokontrolne zostały odrzucone przez Radę.

Kolejna sprawa, która wywołała wzburzenie lokalnej społeczności to Pracownicze Ogrody Działkowe w kwadracie ulic: Waszyngtona, Kinowej, Al. Stanów Zjednoczonych i kanałku. Kilkakrotnie zostałam zapraszana na spotkania działkowców jako radna-działkowiec dzielnicy, w której leżą Ogrody. Obiecałam, że dokonam wszelkich starań, żeby Ogrody zostały.

Spotkałam się prywatnie z przewodniczącym Komisji Zagospodarowania Przestrzennego i Ochrony Środowiska, a także z jego zastępcą. Każdy z nas miał inny plan jak wykorzystać ziemię, na której położone są Ogrody. Ja chciałam, żeby Ogrody pozostały, przewodniczący chciał zrównać je z ziemią i zrobić tam park ogólnie dostępny, natomiast jego zastępca chciał sprzedać teren pod zabudowę mieszkalną z parkiem rozrywki. Po tym spotkaniu miałam kolejne wątpliwości, co do słusznych posunięć moich kolegów z Klubu. Zastanawiałam się, dlaczego nie biorą pod uwagę zdania mieszkańców i działkowców, tylko oferty firm inwestycyjnych. Widocznie nie dopuszczałam do siebie myśli, ile tak naprawdę ten teren jest wart i komu na nim tak bardzo zależy.

Na najbliższą sesję Rady Dzielnicy, na której miał być omawiany Plan Zagospodarowania Przestrzennego, zaprosiłam Działkowców, Prezesa Polskiego Związku Działkowców i rzecznika prasowego PZD. Aż huczało w mieście, że będą likwidować Ogrody. Złożyłam interpelację w imieniu działkowców, aby w Planie Zagospodarowania Przestrzennego ująć ogrody jako "teren zielony z przeznaczeniem pod pracownicze ogrody działkowe" - dostałam brawa od osób zgromadzonych na sali i o dziwo moja interpelacja została przyjęta. Podczas głosowania wszystkie Kluby poparły moją inicjatywę. Działkowcy byli zadowoleni. Potem doszedł problem bezpieczeństwa na terenie Ogrodów Działkowych, który był bezpośrednio omawiany na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego. Kilkakrotnie spotkaliśmy się z Komendantem Policji na Pradze-Południe i z Komendantem Straży Miejskiej. Od tej pory okolice Ogrodu miały być częściej patrolowane przez policję, a strażnicy miejscy mieli za zadanie pilnowanie bezpieczeństwa na terenie Ogrodu - chodzili parami po alejkach w ciągu dnia i po zmroku. Było bezpieczniej. Ludzie nie bali się chodzić po Ogrodzie, a ja zyskałam kolejnych wyborców.

Niejasną sprawą dla mnie była uchwała, przygotowana przez Dyrektora w dniu sesji Rady - odwołanie jednego z zastępców Dyrektora Dzielnicy, Członka Zarządu, po rozpadzie klubu UW i przyłączeniu się jego radnych do PO i PiS. Zastępca Dyrektora, o którym mowa był człowiekiem sumiennym, kompetentnym, znającym się na swoim fachu, kilka tygodni wcześniej dostał nagrodę z rąk Burmistrza Gminy Centrum Jana Wieteski za dobrą pracę, a tu nagle pojawia się Uchwała oczerniająca go jako Dyrektora - że jest niekompetentny, nieuczciwy, interesowny, nie mający na uwadze dobra naszej dzielnicy. Była dyscyplina partyjna, oznaczająca, że wszyscy członkowie klubu muszą głosować za przyjęciem uchwały odwołującej Macieja Czajkowskiego z obecnego stanowiska. Decyzja była stricte polityczna. Nie wzięłam udziału w glosowaniu, wyszłam na korytarz. Nie chciałam złamać dyscypliny partyjnej, a drugiej strony chciałam być w zgodzie ze swoim sumieniem. Po głosowaniu wróciłam na salę obrad. Kolega, który siedział obok mnie powiedział, że drugi raz już sobie nagrabiłam, zapytałam więc, kiedy był pierwszy raz, a on na to, że pierwszy raz to była sprawa z działkowcami, że postawiłam Klub pod murem i musieli poprzeć moją interpelację. Mimo tego, że Dyrektor Czajkowski został odwołany, podszedł do mnie i podziękował, że nie uczestniczyłam w tej politycznej manipulacji. Powiedziała mu, co sądzę o tej sprawie (obecnie Maciek Czajkowski jest zastępcą burmistrza dzielnicy Praga-Południe i odpowiada za te same wydziały, za które odpowiadał przed odwołaniem z funkcji).

Najgłośniej w mediach było po głosowaniu nad wotum zaufania dla dyrektora. Dyscyplina partyjna. Kolejny raz się wyłamałam, teraz wiem, że powinnam zagłosować inaczej, powinnam być przeciw, a wtedy tylko wstrzymałam się od głosu… Po tym incydencie jeden z reporterów zapytał mnie, czy nie boję się konsekwencji swojego postępowania, odpowiedziałam, że się nie boję, że prawda zawsze wyjdzie na jaw, choć za wszelką cenę chce się ją zamaskować.

Zostałam wyrzucona z Klubu Radnych, bo nie mogli znieść mojej niesubordynacji, jak to określali. Wiem, że dla nich nie liczyła się prawda, dobro ludzi i naszej dzielnicy, ale pieniądze, układy. W ostatniej chwili wykreślono mnie z listy wyborczej pomimo 100% poparcia mojego koła. Wiedziałam, że tak będzie. Dostawałam dziwne sms-y, np. "to był twój błąd, zbyt wielu ludzi żyje z tego, że rządzimy w mieście, żeby jacyś radni mieszali".

Wiem, że zostałam wyrzucona z partii za uczciwość, za to, że ważniejsze było dla mnie dobro mieszkańców, którzy mi zaufali udzielając swojego głosu w wyborach samorządowych, niż dobro moich kolegów partyjnych. Mimo tego, że nie jestem już radną cieszę się, że nią byłam, poznałam wiele wspaniałych osób, zrobiłam wiele pożytecznego dla mieszkańców, dla działkowców, dla sąsiadów i mogę spokojnie patrzeć co rano w lustro uśmiechając się, że przyczyniłam się do czegoś dobrego.

Autorka ma 28 lat. W latach 1996-2002 należała do Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W latach 1998-2001 była członkiem Zarządu SLD w warszawskiej dzielnicy Praga-Południe. W latach 2000-2002 sprawowała funkcję radnej tejże dzielnicy. Przewodniczyła Komisji Rewizyjnej, brała także udział w pracach Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego oraz Komisji Budżetu i Finansów. Obecnie bezpartyjna. Ma męża i rocznego synka.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl