Jrakn leży 100 kilometrów od Stepanakert (stolicy nieuznawanego przez żadne inne państwo Górskiego Karabachu ) - dwie godziny podróży samochodem po wyboistych drogach.
Karapetianowie żyją w tym miejscu od jedenastu lat, „pozbawieni” kontaktów z innymi ludźmi. Ich najbliżsi sąsiedzi żyją kilka kilometrów dalej, minęło zatem kilka miesięcy odkąd Gohar (58 lat) i jej mąż (63) rozmawiali z kimkolwiek.
Najbliższym ludzkim siedliskiem jest wieś Norashen – „prawdziwa metropolia”, z populacją przekraczającą sto osób, które żyją w nowych domach, wybudowanych przez nowojorską organizacje charytatywną - Armenian General Benevolent Union
1 (Ogólnoormiańskie Zjednoczenie Organizacji Charytatywnych).
Dojście do Norashen zajmuje pół godziny, ale gdy drogę pokrywa błoto, co zdarza się bardzo często, zajmuje to dużo więcej czasu.
„Ktoś zmarł w sąsiedniej wiosce, dowiedzieliśmy się o tym i uczestniczyliśmy w pogrzebie. Wszyscy się na nas gapili – być może wyglądaliśmy inaczej niż pozostali. Podzieliliśmy się z nimi jedzeniem, pozostaliśmy tam przez chwilę i wróciliśmy do siebie.” – powiedziała Gohar.
„Nasi sąsiedzi powiedzieli nam, że Stany Zjednoczone zamierzają rozpocząć wojnę z sąsiednim Iranem. Przestraszyliśmy się, zaczęłam się modlić w myślach do Boga, prosząc go, aby ochronił nas przed nieszczęściem, które mogłoby na nas spaść”.
Sanasar prawie nie brał udziału w naszej rozmowie, jego żona stwierdziła, że stał się jeszcze bardziej nieśmiały z powodu braku kontaktu z ludźmi.
Para osiedliła się w Jrakn, na południu Górskiego Karabachu, po tym jak stracili dom w wyniku trzęsienia ziemi, które uderzyło armeńskie miasto Gyumri
2 w 1988 roku. Ich dom został zniszczony, dziewięcioro ich bliskich zostało pogrzebanych pod ruinami. Jedyne co im pozostało to łóżko, dwa komplety pościeli i lodówka. Przez długi czas żyli w garażu, zanim zdecydowali się na wybudowanie nowego domu w kontrolowanym terytorium Karabachu.
Jrakn także przedstawiał posępny widok, w chwili gdy małżeństwo do niej przybyło – cała wieś była zrujnowana. Był to skutek wojny o Górski Karabach, toczonej w latach 1991 – 94 pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Poza ich prowizorycznym domem, reszta wsi to nic więcej oprócz ruin i drzew.
Wybrali Jrakn całkowicie przez przypadek.
„Nasi przyjaciele poradzili nam, że Karabach jest bezpiecznym miejscem do życia. Znaleźliśmy mapę Karabachu, przyjrzeliśmy się jej i wybraliśmy region Hadrut. W jakiś sposób udało się nam tutaj dotrzeć. Krajobraz jest przepiękny, a ziemia żyzna. Zaczęliśmy tu żyć.”
Dwa lata poświęcili na budowę domu, w tym czasie spali w samochodzie – nie było innego miejsca, w którym mogli by „zamieszkać”.
„Czasem budziłam się w nocy i widziałam lisy i szakale otaczające samochód - to było przerażające” - wspomina Gohar.
Dom Karapetianów to w rzeczywistości chata połączona z oborą. Od frontu znajduje się ogród z drzewami owocowymi. Sanasar wybudował mały garaż na samochód, ale minęło dużo czasu odkąd „wyzionął on ducha”.
W środku znajdują się dwa pokoje – ciemne, z zabłoconą betonowa podłogą.
Jednego z pomieszczeń używają jako magazynu – przechowują tam nasiona dyni, orzechy i ziemniaki. Drugi służy za sypialnię i jadalnię jednocześnie. Okna przysłonięte są ceratą, ponieważ „oszklenie ich wymaga sporych pieniędzy”. Jedynym źródłem światła jest mleczna żarówka.
Paliwem do ogrzewania jest drewno, które trzeba przynieść nieraz ze sporych odległości. Woda pochodzi z pobliskiego źródła, a deszczówka służy do nawadniania ogrodu. Posiadają zaledwie jeden garnek, przygotowują w nim posiłek zarówno dla siebie jak i dla swoich zwierząt.
Jedynym dochodem są zarobki Gohar- miesięczna pensja w wysokości dziesięciu tysięcy dram (armeńskich; równowartość 28 dolarów amerykańskich). Jej mąż z powodu braku dokumentów nie może pracować i zarabiać.
„Dzięki prezydentowi Karabachu, Arkadi Ghukasjanowi moja pensja zwiększyła się z 3000 do 10 000 dram. Napisałam do niego list, opisałam w nim moje życie. Podczas pisania wzruszyłam się i łzy zamoczyły papier. Nie miałam już innej kartki, żeby napisać od nowa. Wysłałam więc wilgotny list. Być może zrozumiał jak biedni jesteśmy i pomógł nam. Niech Bóg mu wynagrodzi.”- zwierzyła się Gohar.
Powiedziała także, że przeznaczyła dodatkowe pieniądze na spłacenie rachunków elektrycznych.
Para jest odcięta od wiadomości z reszty świata. Nigdy nie mieli telewizora. Nawet do sąsiedniej wsi nie dochodzą gazety. W ich domu nie ma nawet zegara, czy kalendarza. „Wiemy tylko, kiedy jest piątek - wtedy żołnierze schodzą z gór pobliską ścieżką.” Nie interesuje ich jednak polityka, więc kiedy w ubiegłym roku w samozwańczej republice odbyło się referendum konstytucyjne, nawet nie wiedzieli czy została ona przyjęta czy nie.
Karapetianowie chcieliby mieć chociaż kilku sąsiadów. Może uda się „spełnić” te życzenia – zgodnie z informacjami pochodzącymi z biura AGBU w Erewaniu, są plany aby ponownie zasiedlić Jrakn. AGBU na swojej stronie internetowej podaje informacje o planie wybudowania
3 20 domów we wsi do 2008 roku i sprowadzenia do nich ormiańskich uchodźców z Azerbejdżanu. Budowa pierwszych dziesięciu domów ma zakończyć się w pierwszym kwartale 2007 roku, a kolejne dziesięć zostanie postawione do lata 2008 roku.
Jednakże nie ma żadnych znaków świadczących o pracach budowlanych, a dyrektor Departamentu Migracji, Uchodźców i Przesiedleń w rządzie Górskiego Karabachu Serzh Amirkhanian, mówi, że nie ma bieżących planów rewitalizacji tej wsi.
Tymczasem Gohar i Sanasar chcieliby zobaczyć ponownie swe wnuki w Armenii. Od kiedy osiedlili się w Jraknie nie mieli możliwości, aby odwiedzić swą rodzinę, nadal żyjącą w garażu w rodzinnym mieście Gyumri.
„Każdej nocy śnie o Gyumri, chciałabym, aby chociaż dwójka z moich wnuków mogła tu przyjechać, pobrać się… i żyć…” powiedziała Gohar. Dodaje przy tym, że nigdy nie opuszczą Jrakn, miejsca w którym przezwyciężyli wiele przeszkód: ”Włożyliśmy nasze całe życie w to miejsce”
4.
1. http://www.agbu.org/programs/projects.asp?program_id=6&project_id=28
2. Gyumri (wtedy Leninakan) znajdowało się w epicentrum trzęsienia ziemi, które osiągnęło 6,9 stopni w skali Richtera. W jego wyniku zginęło około 50 tysięcy ludzi.
3. Pisze także o tym serwis ArmeniaNow.com ( http://www.armenianow.com/?action=viewArticle&AID=2125 )
4. O Karabekianach można poczytać także w artykule Arpi Harutyunyan „Home Alone: A visit with the only residents of Jrakn” na stronie internetowej ArmeniaNow.com ( http://www.armenianow.com/?action=viewArticle&AID=1865 )
Tłumaczenie: Bartosz Chyż
Tekst został po raz pierwszy opublikowany przez
Institut for war and Peace Reporting