Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / W trosce o kulturę…               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
W trosce o kulturę… 

20-05-2005

  Autor: Marcin Łuczyński

Kultura narodu jest jego duszą, a rezultaty jej zaniedbania rzutują na całe pokolenia. Najlepszym tego dowodem są ogromne wysiłki podejmowane przez okupantów naszej ojczyzny na przestrzeni wieków, by kulturę polską dławić, rugować – Prusacy za zaborów prowadzili formalną wręcz wojnę („Kulturkampf”). Wiedzieli parszywcy, co czynią.

 

 

Dlatego też bardzo mnie cieszy, że mamy w Polsce ludzi, którzy doceniają wagę tego elementu życia społeczeństwa, troszczą się oń i podejmują różne starania, by go pielęgnować. Pośród nich jest sporo takich, co drżą o każdy przejaw kryzysu czy osłabienia kulturalnych pragnień Polaków i podnoszą wtedy larum, jakby na horyzoncie jawiła się katastrofa.

Ostatnio mieliśmy dobry przykład powyższego „czuwania”, bo jak tylko się okazało, że Polacy zaczęli przedkładać nad przedstawienie w pewnym teatrze, bo ja wiem – może wizytę w kinie albo kupno kebaba – uczyniono z tego temat dnia właściwie we wszystkich mediach. Politycy, autorytety moralne, publicyści – wszyscy twierdzili, że to bardzo niedobrze nie chodzić do teatru, że nie powinno się rezygnować z uczestnictwa w takiej wspaniałej uczcie duchowej; wszyscy wyszli z założenia, że Polacy postąpili w poprzek myśli Stefana Kisielewskiego, iż „kultura narodu jest dla narodu, a nie na światowy jarmark” – i prostacko manifestują niechęć wobec Rosji Putina i jego samego, masowo zwracając bilety na występy Teatru Bolszoj.

Jest taki kapitalny dowcip, który znakomicie oddaje atmosferę całej tej sprawy: „Pytanie do Radia Erywań: Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody? Odpowiedź: Oczywiście, prawda. Tylko nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym tylko na Komsomolskim, nie samochody tylko rowery i nie rozdają tylko kradną.” Najpierw więc poszła w Polskę i świat wieść, że w kilku miastach są masowo zwracane bilety na występy najsłynniejszego rosyjskiego teatru i przez to odwołuje się przedstawienia. Jakiś czas potem okazało się (toczka w toczkę, jak w powyższym kawale), że owszem zwracają, ale wcale nie masowo, że to wcale nie dlatego, by coś manifestować, tylko z powodu złej organizacji przedstawień, czy czegoś takiego, wreszcie – że to nie był Teatr Bolszoj, tylko co najwyżej kilku artystów, zwykle w nim występujących, dawało przedstawienia „na boku” i ktoś ich pomylił z samym teatrem. A ostatnio zaczęli się biedacy skarżyć, że organizator nawiał i nie zapłacił im za występy.

To, że w trosce o niedrażnienie rosyjskiego lwa politycy potrafią olać nastroje społeczne i wbrew nim karnie się stawić na zakłamujących historię obchodach rocznicowych zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (bądź za tym stawieniem się optować) – to jeszcze mógłbym rozumieć. Nie czarujmy się,  opinia ludu liczy się raz na lat parę, jak do wyborów idzie (to, że prezydent może sobie już nią głowy nie zawracać, widać gołym okiem), albo wtedy, gdy jego zachcianki są najłatwiejsze do zaspokojenia, nawet jeśli wyniszczające dla kraju. Jakoś potrafiłbym także sobie wytłumaczyć histerię rozpętaną wokół najdrobniejszego przejawu sprzeciwu społeczeństwa wobec prowadzonej ostatnio przez władze polityki zagranicznej w stosunku do Rosji, którym miałby być rzekomy bojkot występów Teatru Bolszoj – niektóre typy mają dokładnie tak, jak Neville Chamberlain i każdy najdrobniejszy wyraz odstępstwa od koncepcji „uładzania i niejątrzenia” przyprawia ich o serca drżenie. Ale to, co się tu ostatnio wyprawiało, to, że politycy i autorytety różniste same wywołały w przestrzeni publicznej wrażenie małostkowości polskiego społeczeństwa (masowo oddającego bilety na występy rzekomo Teatru Bolszoj, byle tylko zrobić na złość „władzuchnie”), aby potem je za to strofować i ganić – to już jest (trzymając się rosyjskiego brzmienia nazw) istny Tieatr Paranojja. Niestety, tkwimy w nim jak kołek w płocie i tu nie da się zwrócić biletu. A byłbym w takiej kolejce pierwszy, jak bum-cyk-cyk.

W znakomitym serialu Stanisława Barei „Alternatywy 4” jest taka scena, jak wprowadzających się do bloku lokatorów, objuczonych meblami i bagażami, cieć Anioł nie chce wpuścić do klatki przed dwunastą. Na ich żywy protest odpowiada: „Ale jest taki piękny rosyjski obyczaj: żeby wyjść, trzeba najpierw trochę posiedzieć. A my stworzymy inny obyczaj, nasz polski: żeby wejść, trzeba chwilę poczekać.” Proponowałbym, aby początek nowemu polskiemu obyczajowi dali wszyscy ci, którzy podnieśli wielkie larum o to, że ktoś tam ośmielił się pozwracać bilety na przedstawienie wiadomego teatru, i jęli maluczkich pouczać, iż nie powinni tego robić, bo nie tylko niepotrzebnie dają prztyczka kulturze wysokiej o światowej renomie (jeden z biskupów nawoływał do odróżniania „Puszkina od Putina”), ale także – używając znanej i lubianej terminologii – tym niecnym postępkiem “godzą w sojusze”. Tradycja ta byłaby dość prosta: żeby coś powiedzieć, trzeba najpierw trochę pomyśleć…

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl