Bronisław Geremek to od lat czołowa postać polskiej sceny politycznej. I choć po spektakularnej porażce UW w wyborach z roku 2001 usunął się w cień, a w późniejszym okresie „uciekł” do Parlamentu Europejskiego, nadal jest liczącym się graczem.
Szanowany na Zachodzie i w pewnych kręgach w Polsce, od lat był przeciwnikiem lustracji. Znany jest fakt, gdy w 1990 roku podczas obrad komisji sejmowej zaczął krzyczeć na Romana Bartoszcza, który zaproponował, by uniemożliwić MSW niszczenie „teczek”. Niedługo później prof. Geremek znalazł się również w grupie, która „uśmierciła” popierający lustrację rząd Jana Olszewskiego. Skąd ta niechęć do odkrywania przeszłości?
Niech przemówią fakty. Przez kilkanaście lat Bronisław Geremek był członkiem PZPR, gdzie zasłynął panegirykami o PRL i komunistycznym raju, przy okazji wychwalając „chorążego pokoju”, czyli nikogo innego, jak Józefa Stalina (notabene praktyce tej oddawała się z lubością również Wisława Szymborska). Z partii wystąpił w roku 1968, oficjalnie w wyniku niezgody na inwazję na Czechosłowację (choć wcześniejsza na Węgry mu nie przeszkadzała), nieoficjalnie w wyniku nagonki antysemickiej prowadzonej przez „górę” PZPR. Żeby nie było, że w partii był tylko ot tak!, bez stanowiska, podaję funkcję, którą przez parę lat sprawował, nim objął Ośrodek Kultury Polskiej w Paryżu (lata 1962-1965): sekretarz Oddziałowej Organizacji Partyjnej PZPR Uniwersytetu Warszawskiego.
Wątek francuski jest istotny w życiorysie prof. Geremka i pośrednio może tłumaczyć stanowisko, jakie zajęli kandydaci w wyborach na prezydenta Francji (przypomnę, że zarówno Sarkozy jak i Royal stanęli w obronie prof. Geremka, po tym jak miał stracić mandat posła do PE).
Tak więc Bronisław Geremek jest ściśle związany z Francją Sartre’a, króla europejskich „lewaków”. Spowodowane jest to przede wszystkim zbieżnymi poglądami. Obaj popierali komunizm. I choć Geremek później teoretycznie zasłużył się w procesie demokratyzacji Polski, jeszcze w 1994 r. zapewniał, że „upadek marksizmu jako doktryny politycznej nie oznacza porażki inspiracji marksistowskiej”. Sic!
Najważniejszy jest jednak fakt, że prof. Geremek, który teraz tak bardzo boleje nad niemoralnością lustracji, nie widział niczego złego, by przyjąć stanowisko na placówce w Paryżu od zbrodniczego systemu! Więcej, według wielu przeciwników profesora, nie mógł on przyjąć takiego stanowiska bez akceptacji peerelowskich „służb”, ergo musiał być agentem!
Czy tego się boi pan Geremek? Czy dlatego tak broni się przed oświadczeniami lustracyjnymi? Nie wiadomo do końca, jednak znaczący jest fakt, że jego nazwisko przewijało się w słynnej „liście Macierewicza”. Nie zostało jednak ostatecznie zamieszczone, gdyż Geremek jako tajny współpracownik widniał tylko w odziedziczonych po SB zapisach systemu komputerowego i uznano to za niewystarczający dowód.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego wiadomo już, że Bronisław Geremek nadal będzie eurodeputowanym. Jednak czy powinien nim być? Na pewno nie można jednoznacznie go potępić, stwierdzić, że był agentem. Nie ma na to niezbitych dowodów. Jednak nawet, jeśli faktycznie w jego przeszłości nie ma powiązań z SB, nie można przedstawiać go jako człowieka o nieskazitelnej przeszłości i największy autorytet. Bo za dużo jest ciemnych i niejasnych kart w życiorysie Bronisława Geremka.