Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / Komisja Doinformowania               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Komisja Doinformowania 

09-05-2005

  Autor: Marcin Łuczyński

Ostatnimi czasy prezydent Wałęsa na potęgę chce się jednać i procesować. Pod jurysdykcję sądów oddaje “psycholi” z wiadomej rozgłośni (uprzednio roztropnie, pod publiczkę “po krześcijańsku” im wybaczając), jednać się chce natomiast z tymi, którzy w pamiętnych czasach “walki i obalania ustroju” dawali mu do wiwatu. W imię tego pojednania, które ponoć winno się oprzeć na prawdzie, prezydent postuluje, aby ci źli pokazali ludowi, jacy źli byli naprawdę. Chodzi tu o to, że - cytuję za “Gazetą Wyborczą” - “fałszowali teczki, łamali i szantażowali przyzwoitych ludzi”.

 

 

Warto skonstatować, że kilkakrotnie już historycy IPN (tacy jak prof. Kieres, dr Dudek czy prof. Paczkowski), badający od lat spuściznę po Urzędzie Bezpieczeństwa, oświadczali, że jak dotąd literalnie ANI RAZU nie natrafili na sfałszowane dokumenty. To pokazuje, że upowszechniana z uporem godnym lepszej sprawy przez pewne środowiska teza o masowym wprost procederze fałszowania teczek w celu “ubabrania” poszczególnych inwigilowanych czy werbowanych osób, jest wyssana z palca i w ogromnym stopniu życzeniowa. Prezydent Wałęsa oczywiście nie pozostawia generałowi Jaruzelskiemu cienia wątpliwości, co jest ową prawdą do ujawnienia  - ma być o fałszowaniu teczek i basta!

Niemniej ta inicjatywa może się posypać nie tylko dlatego, że brak dowodów na istnienie tego (z punktu widzenia prawidłowego funkcjonowania służby bezpieczeństwa wręcz nonsensownego) procederu. Na drodze może tu stanąć także sprawa łamania, szantażowania i w ogóle prześladowania wielu ludzi, a dokładniej - powszechny brak wiedzy o tym po stronie “reżimowej”, jako efekt tego, co było tak straszliwym piętnem ustroju komunistycznego - gigantycznego marnotrawstwa.

Tym razem jednak owo marnotrawstwo, które mam na myśli, objawiało się dość specyficznie. Okazuje się bowiem, że cała robota machiny esbeckiej, rezultaty wszystkich wywiadowczych zapasów szły ponoć w gwizdek. Ot, choćby w przypadku głośnej ostatnio sprawy ojca Hejmo okazało się, że ani Mieczysław Rakowski, ani ówczesny kierownik Urzędu ds. Wyznań Kazimierz Kąkol, ani generał Jaruzelski nic bliższego nie wiedzieli na ten temat, bo poza “ogólnymi analizami” nic na biurko nie dostawali i nie prosili o to. Cały wielki aparat na głowie stawał, żeby coś “podmontować”, jakiegoś szpiona wepchnąć we wraże watykańskie gniazdo wroga - a tu decydenci olewali te wysiłki z góry na dół.

Tak więc okazuje się, że jest poważny kłopot, bo choć generał Jaruzelski bierze na siebie po żołniersku odium za absolutnie wszystko (prawdopodobnie również “za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz”), to jednak masy rzeczy zwyczajnie nie wie. Siedział sobie za komuny jak ten troll pod mostem, a nominalnie podległe mu resorty hulały po kraju tak jakoś same z siebie. Mnożyli się wściekli “pielęgniarze” (od czasów afery w łódzkim pogotowiu wiadomo, że ten zawód potrafi uwolnić różne mroczne instynkty), “nieznani sprawcy” latali na swobodzie i absolutnie “samowolnie”, z przyczyn wiadomych jedynie ich pokracznym umysłom, mordowali opozycjonistów, kapłanów, czy nawet ludzi przypadkowych (zainteresowanych odsyłam po szczegóły choćby do “Newsweeka” nr 17, do artykułu “Departament śmierci”) - a generał Jaruzelski nie miał pojęcia, że na lud pracujący miast i wsi spadają takie srogie termina.

Dlatego jego pomysł - w odpowiedzi na apel Lecha Wałęsy - polegający na propozycji powołania Komisja Prawdy i Pojednania (ewidentnie konkurencyjny wobec PiS-owskiej Komisji Prawdy i Sprawiedliwości), należałoby zrealizować dopiero po utworzeniu Komisji Doinformowania. Miałaby ona przed sobą nielichy do podjęcia trud poinformowania tego i owego aparatczyka dotkniętego amnezją - których jest dzisiaj w Rzeczypospolitej jak pcheł na kożuchu - jak to było naprawdę w tamtym ustroju.

A gdyby tak wstępnie przepytać kandydatów do oświecenia przez tę instytucję o ich wiedzę i wspomnienia, prawdopodobnie wyszłaby na wierzch fascynująca rzecz - to mianowicie, że emerytowani towarzysze nie mają bladego pojęcia, jak ten ich reżim, w takim układzie i przy takiej atrofii decyzyjnej hierarchii, jej ignorancji na temat kluczowych spraw i wydarzeń tamtych czasów, przy tylu samowolkach “aktywu” i “nieinformowaniu” przełożonych przez pełne inicjatywy “doły”, nie pieprznął z wielkim hukiem już po kwartale…

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl