Jako główny czynnik wymieniłbym tutaj “dziki liberalizm gospodarczy”, który miał miejsce w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to właśnie oligarchowie dawnego systemu z łatwością wchodzili w świat biznesu, stawali na czele wielkich koncernów, zasiadali w radach nadzorczych tworzonych właśnie w tym okresie spółek. Odzyskanie demokracji i funkcjonowanie wolnych mediów sprawia, że “szary obywatel” może dostrzec to wszystko i nie podoba mu się, że podczas kiedy on musi, w przenośni i dosłownie, płacić koszty transformacji, beneficjenci dawnego układu pozasiadali na wygodnych i bezpiecznych stołkach.
Drugi czynnik takich nastrojów społecznych to populizm. Taki sposób uprawiania polityki jest niebezpiecznym narzędziem w rękach demagogów. Populizm neguje wszystko i zawsze, a odnosząc się z jednej strony do statusu materialnego, z drugiej do wiary i tradycji, zbiera pokaźne żniwo wyborców. W Polsce populizm wyrósł na bazie tego, o czym napisałem wcześniej: przekonania, że to zwykły, szary obywatel został skrzywdzony przez transformację, a dawni towarzysze żyją w dostatku.
Trzeci czynnik to niedostatecznie wykształcony w Polsce model społeczeństwa obywatelskiego. To, że nie mamy jeszcze odpowiednio uformowanych zachowań obywatelskich, nie jest oczywiście naszą winą. System w jakim wcześniej funkcjonowaliśmy lansował raczej model władcy i poddanego, stąd dziś wolimy czekać na to, co zrobi władza, potem ewentualnie to skrytykować, niż sami zaproponować konstruktywne rozwiązanie jakiegoś problemu.
Stanowczo nie zgadzam się z odczuciami społecznymi, że Okrągły Stół, pierwsze wolne wybory, gabinet Tadeusza Mazowieckiego, który bez wątpliwości można nazwać rządem jedności narodowej, to wydarzenia, które nic Polsce nie dały. Jednak jestem w stanie zrozumieć złość, oburzenie i frustrację niektórych, ponieważ sami politycy zrobili wiele, by ten niewątpliwy dorobek zaprzepaścić.