W przeciwieństwie do ubiegłorocznego szczytu, tym razem nie ma kojarzących się nie najlepiej stref "zero" i "pierwszej". Zastąpiono je brzmiącymi znacznie łagodniej ośmioma "obszarami całkowitego wyłączenia ruchu". Oprócz bezpośrednich okolic Zamku Królewskiego, gdzie obdywają się obrady, obejmują one głównie tereny wokół goszczących delegacje luksusowych hoteli.
Zarząd Transportu Miejskiego, odpowiedzialny za utrzymanie ponad 200 linii autobusowych i tramwajowych, nie zawiesił funkcjonowania żadnej z nich, publikując jedynie długi opis możliwych objazdów w razie pojawienia się kolejnych "wyłączeń". Postanowiliśmy sprawdzić, jak teoria przełoży się na praktykę.
Poszliśmy na Plac Trzech Krzyży - jedno z najbardziej newralgicznych miejsc w centrum miasta, które nie było jednak ujęte w żadnym z wykazów stref o utrudnionym ruchu. Specyfika Placu polega na jego położeniu - to właśnie tutaj zaczynają się co najmniej cztery kluczowe ulice. Od południa odchodzi od niego słynna na całą Polskę z sejmowych awantur Wiejska, a także Aleje Ujazdowskie, przy których stoi gmaszysko Kancelarii Premiera. Od zachodu z Placem łączy się Książeca, będąca siedzibą warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Wreszcie od północy Plac Trzech Krzyży stanowi początek Nowego Światu - jednej z najsłynniejszych i najbardziej uczęszczanych przez turystów stołecznych ulic, płynnie przechodzącej w prowadzące prosto do Zamku Krakowskie Przedmieście. Wiedzieliśmy, że jeśli z przejazdem przez centrum miałyby być jakieś problemy, tu będzie je od razu widać.
Gdy dotarliśmy na Plac, wszędzie było już pełno policjantów. Wzdłuż gmachu Ministerstwa Gospodarki i Pracy ustawił się sznur miejskich autobusów, którym stróże prawa nie pozwolili jechać dalej. Pojazdy rozpoczynające dopiero swój bieg były zatrzymywane już po ujechaniu ledwie... 5 metrów. Środek Placu tarasowały unieruchomione samochody.
Zółto-czerwony korek sięgał aż do nowootwartej Ambasady Nowej Zelandii, obok której wiedzie trasa do siedziby rządu, a także Belwederu, MSZ czy MON.
W tym miejscu zaczyna się słynny Nowy Świat. Zazwyczaj jest tu tłoczno i głośno, ale dziś ulica porażała pustką...
Zdenerwowani pasażerowie pytali kierowców autobusów, czy, gdzie i kiedy pojadą... Ale i ci byli równie zdezorientowani jak wszyscy. Stali grupkami, prowadząc ożywione dyskusje i paląc papierosa za papierosem. Wewnątrz pojazdów, pasażerowie wyklinali policję, BOR i sam szczyt...
Co chwilę przez Plac przejeżdżały na pełnym gazie radiowozy, rządowe lancie lub samochody z niebieskimi rejestracjami korpusu dyplomatycznego. Co kilkanaście minut przetaczał się konwój jadących na sygnale limuzyn i samochodów policyjnych. Ale nikt poza nimi wciąż nie mógł jechać.
Po 40 minutach tkwienia na Placu Trzech Krzyży w oczekiwaniu na odjazd autobusu, zrezygnowani poszliśmy kilkadziesiąt metrów na północ, do Alei Jerozolimskich, gdzie komunikacja miejska działała w miarę normalnie. Stamtąd już bez problemu mogliśmy wydostać się z centrum, co chwilę napotykając tylko kolejne kolumny radiowozów.
zdjęcia: Ewa Dryjańska
tekst: Jarosław Błaszczak