Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Dalajlama XIV wobec idei ahimsy               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
13-06-2010

 

22-03-2009

 

17-03-2009

 

13-03-2009

 

11-12-2008

 

04-12-2008

  Dalajlama XIV w PE: my chcemy tylko autonomii

06-11-2008

 

+ zobacz więcej

Dalajlama XIV wobec idei ahimsy 

19-06-2005

  Autor: Krzysztof Garczewski

Działalność urodzonego w 1935 r. Dalajlamy XIV spotyka się z uznaniem niemalże na całym globie ziemskim. Pokojowe nastawienie do otaczającego świata to jedna z fundamentalnych zasad duchowego i świeckiego przywódcy Tybetu.

 

 

Termin „ahimsa” (zamiennie używa się też słowa „ahinsa”) oznacza po sanskrycku „niekrzywdzenie, nieszkodzenie, niezabijanie”, czy też „niestosowanie przemocy”. Zasada ta zaleca więc niezabijanie i niezadawanie obrażeń cielesnych wszystkim istotom żywym, zarówno ludziom jak i zwierzętom. Ahimsa jest fundamentalną cnotą kardynalną we wszystkich religiach indyjskich. 

Według Elliota Sperlinga, pojęcie ahimsy, jako głównej zasady buddyjskiej, pojawiło się stosunkowo niedawno, dlatego też nie można przypisać jej wszystkim poprzednim dalajlamom. Co więcej, według Sperlinga,  jeszcze Dalajlama XIII twierdził, że idea ahimsy nie kłóci się ze stosowaniem siły, co jest czasami konieczne by zapobiec większemu cierpieniu. W efekcie zaniechanie użycia siły mogłoby, w jego przekonaniu, stworzyć jeszcze większe zagrożenie. Według uczonego, wizja Dalajlamy i buddyzmu tybetańskiego jako nauki, która przez wieki zakazywała niestosowania przemocy, „jest częścią stereotypu, który, niestety, funkcjonuje nawet wśród uczonych. Kłóci się ona jednak z faktami i jeśli nadal będziemy próbować dopasować ją do historii, nigdy nie zrozumiemy przeszłości i teraźniejszości Tybetu”. 

Wydaje się więc, że uczynienie z ahimsy fundamentalnej zasady postępowania, stanowi u Dalajlamy XIV wyraźną zmianę w stosunku do nauk jego poprzedników. Według duchownego człowiek powinien kierować się w codziennym życiu miłością, współczuciem i wybaczeniem. Zgodnie z ideą ahimsy, ludzie, dążąc do szczęścia, nie powinni przy tym nigdy „naruszać praw innych istot ani przyczyniać im bólu”. Powinni natomiast uczynić wszystko, co możemy, aby uniknąć cierpienia. Duchowny twierdzi też, że seks, choć mniej groźny od przemocy, często staje się także przyczyną użycia siły. Przywódca Tybetańczyków przekonuje, że to właśnie gniew, wywołując negatywne emocje, przynosi krzywdę innym, „a to sprowadza ból i cierpienie na nas samych”. Dalajlama jest przekonany, że ludzie z natury nie są źli, a przyczynę ich agresywnej postawy upatruje także w zachowaniu mediów. Mimo to, uważa on jednak, że pokazanie przemocy w filmie może być usprawiedliwione w przypadku, gdy wzbudzi ono u widzów współczucie. Wielką wagę przywiązuje także do ukształtowania w jednostkach poczucia odpowiedzialności oraz uwrażliwienia ich na ludzką krzywdę. Jak twierdzi, zasada nieczynienia krzywdy, nie może być zapisana tylko w normach prawnych, lecz powinna się ona stać częścią codziennego życia. Dlatego też szczególnie ważne jest dla niego, by „wszystko co robimy dla innych było dobrowolne i wyrastało ze zrozumienia korzyści, jakie wynikają z takiego postępowania”. Według mnicha, przyczyną krzywdzenia innych jest najczęściej niezdyscyplinowany stan umysłu, który pojawia się na skutek egocentrycznej postawy ludzi. Natomiast receptą na powstrzymanie się od „gniewu i nienawiści” jest według niego odwoływanie się przede wszystkim do zdrowego rozsądku oraz kierowanie się współczuciem i mądrością.

Dalajlama, niemalże na każdym kroku zapewnia, iż jest przeciwny stosowaniu przemocy, co również odnosi się do kwestii Tybetu. Twierdzi przy tym, że nie dąży do uzyskania przez  Tybet niepodległości, lecz do „prawdziwej kulturowej i religijnej autonomii regionu”.  Już w 1950 r., kiedy to duchowny przejął oficjalnie władzę w Lhasie, po wkroczeniu tam armii chińskiej, nie optował za walką zbrojną, lecz natychmiast postanowił wysłać poselstwa do Chin, USA, Wielkiej Brytanii i Nepalu, stwierdzając, że i tak tybetańska armia była całkowicie niezdolna do prawdziwej walki. Z drugiej strony Dalajlama, podejmując decyzję o dialogu, od samego początku zdawał sobie sprawę, że sojusznik Tybetu – Stany Zjednoczone - i tak nie wysłałby swoich wojsk do walki z Chińczykami. 

23 maja 1951 r. doszło do podpisania między stronami porozumienia „w sprawie pokojowego oswobodzenia Tybetu”. Mimo, że już w preambule zawarty został zapis o przestrzeganiu narodowych autonomii w Chinach, okazało się to później mrzonką. Dalajlama, który dowiedział się o zakończeniu negocjacji słuchając audycji radiowej, popierał początkowo 17-punktowe porozumienie, ponieważ strony rezygnowały w niej z rozwiązań siłowych.W praktyce okazało się jednak, że postanowienie to było respektowane tylko przez naród tybetański. Z jednej strony Dalajlama wyraża ubolewanie nad polityką „narodowościową” państwa chińskiego wobec Tybetańczyków, z drugiej jednak, sam zdecydowanie sprzeciwia się wszelkim pomysłom na jakiekolwiek akcje siłowe przeciwko Pekinowi.

W efekcie, mimo represji i terroru, jaki dotyka Tybetańczyków ze strony chińskiej, duchowy i świecki przywódca uciskanego narodu, nadzwyczaj ostrożnie wypowiada się na temat polityki Chin. „[Chiny] nie są dziś krajem, którym były przed trzydziestu i dwudziestu laty. Wiele się w nich zmieniło (...). Świat jako taki, którego Chiny są częścią, zmienia się na lepsze. W ostatnim czasie wyraźnie wzrasta świadomość i zrozumienie wartości pokoju, niestosowania przemocy, demokracji, sprawiedliwości i ochrony środowiska naturalnego”. W innym miejscu dodaje: „prywatnie mogę złorzeczyć i złościć się, ale nie pozwalam, by nienawiść narastała w moim sercu. Stale sobie powtarzam, że być może to co uczynili Chińczycy, nie jest ich winą”. Jednak mimo pojednawczych słów Dalajlamy, Chińczycy wciąż negatywnie odnoszą się do każdej inicjatywy duchownego. Twierdzą oni bowiem, że Dalajlama wciąż trwa przy błędnych poglądach, atakując przy tym politykę rządu centralnego w Tybecie. Dalajlama przekonuje jednak, że „nie żywi złości do nikogo, łącznie z Chińczykami, którzy są sprawcami niedoli i cierpienia narodu tybetańskiego. Nawet do nich tak naprawdę nie czują nienawiści”. W innym miejscu dodaje nawet, że podstawą jego optymizmu „jest nie tylko postawa chińskich przywódców, ale również zmiana sytuacji politycznej. Nadchodzi kres systemów autorytarnych. Chińscy liderzy mają świadomość, że muszą się zmienić” – przekonuje duchowny.

Jego stanowisko wobec sposobów rozwiązywania przez państwa konfliktów od samego początku było antywojenne. „W latach 50. i 60., a w niektórych regionach znacznie dłużej, wielu ludzi uważało, że wojna jest sposobem na rozwiązywanie konfliktów. Dziś myśli tak mniejszość (...). Równie obiecujący jest fakt, iż coraz wyraźniej dostrzegamy potrzebę (...) rozwiązywania problemów bez uciekania się do przemocy, w duchu pojednania” – przekonuje. Jego zdaniem, za pozytywny syndrom zmiany w stosunkach międzynarodowych, należy uznać już sam fakt, iż politycy coraz częściej posługują się takimi pojęciami jak „pojednanie”, „niestosowanie przemocy” czy „współczucie”. Natomiast rozwijanie tych cech u ludzi jest, według Tybetańczyka, najważniejszym celem religii. Dlatego też przemoc, która, jak twierdzi, zawsze oznacza tylko cierpienie, może przynieść jedynie krótkotrwałe rezultaty. Nigdy nie doprowadzi jednak do osiągnięcia dalekosiężnych celów. Jego zdaniem, nawet w przypadku, gdyby jedynym sposobem na uniknięcie konfliktu wydawałaby się interwencja zbrojna, to bardzo trudno byłoby przewidzieć jej skutki. Duchowny uważa jednocześnie, że zawsze, gdy decydujemy się na zastosowanie przemocy, nigdy nie będziemy mieć pewności, czy był to słuszny krok.

Żyjąc na emigracji, Dalajlama głosi ideę pokoju na całym świecie, przedstawiając przy tym ogrom cierpienia, jakiego doświadcza naród tybetański. Rozmawiał on na ten temat z wieloma politykami oraz duchownymi. Wśród tej grupy znaleźli się m.in.: Bill Clinton, byli premierzy Wielkiej Brytanii: Edward Heaht i John Major, Vaclav Havel, Nehru, Indira Gandhi, Paweł VI, Jan Paweł II, czy arcybiuskup Desmond Tutu. Dalajlama stał się szczególnie popularny w USA. Do historii przeszło szczególnie jego wystąpienie przed podkomisją Praw Człowieka amerykańskiego Kongresu z września 1987 r.,  podczas którego przedstawił on tzw. Pięciopunktowy Plan Pokojowy – Buddyjską Kartę Tybetu. Dalajlama wezwał w nim po raz kolejny chiński rząd do podjęcia rozsądnego dialogu, co zinterpretowano w Pekinie jako nawoływanie do „niepodległości w przebraniu”. W efekcie doszło do kolejnej fali morderstw, tortur i zastraszania tybetańskiej ludności, a nawet sami Chińczycy nazwali te działania „bezlitosną represją”. Z kolei sami Tybetańczycy coraz częściej decydowali się na stosowanie terroru. Wydarzenia te doprowadziły tym samym do sytuacji, w której lansowana przez Dalajlamę polityka niestosowania przemocy, zawisła na włosku. Chińczycy wprowadzili bowiem na terenie Tybetu stan wojenny, który Dalajlama nazwał „okropnością”.


Przywódca Tybetańczyków odbył też kilka podróży do Polski, spotykając się z niezwykle gorącym przyjęciem. Podczas jednej z wizyt w 2000 r., kiedy to przybył do naszego kraju na zaproszenie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, modlił się publicznie w samym sercu stolicy o pokój razem z polskimi katolikami, prawosławnymi, protestantami, muzułmanami i żydami. Przy okazji, po raz kolejny zapewnił, że nie dąży do uzyskania przez Tybet niepodległości. Dalajlama ubolewał jednak, że pozytywne zmiany, jakie zaszły według niego w ostatnim czasie z Chinach, „nie są warte zniszczeń i ogromu cierpień, jakie zadano Tybetańczykom”.


Często, wbrew naukom Dalajlamy, Tybetańczycy stawiali Chinom zbrojny opór. Gdy w połowie lat 50. plemię Khamba przez trzy lata stawiało opór siłom chińskim, Dalajlama odmówił posłania przeciwko nim swojej straży przybocznej. Zbrojna partyzantka działała w Tybecie do lat 70. ubiegłego wieku. Wtedy to jednak, pod wpływem Dalajlamy coraz więcej Tybetańczyków wyrzekało się przemocy. Jednak według Adama Kozieła, koordynatora programu „Tybet” w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, pacyfistyczna idea, jaką promuje duchowny i świecki przywódca Tybetu, nie jest nawet częścią doktryny buddyjskiej, w której istnieje pojęcie walki, np. o wiarę. Dlatego też pojednawcza postawa Dalajlamy nie tylko nie przynosi, jak dotąd wymiernych rezultatów, lecz prowadzi także do sytuacji, w której Tybetańczycy stają się powoli w swoim kraju mniejszością. Z powodu prześladowań, więzienia, głodu i tortur, w Tybecie życie straciło jak dotąd blisko 1,2 mln rdzennych mieszkańców tego regionu. Stanowi to jedną piątą populacji Tybetu przed inwazją. Także ONZ, do którą bardzo liczył przez lata Tybetańczyk, niejednokrotnie ugina się pod naciskami Pekinu. Przykładem jest choćby brak zaproszenia przez tą organizację kilka lat temu Dalajlamy na Konferencję Przywódców Duchowych i Religijnych w Nowym Jorku, co uznano za sukces chińskich polityków. Nie widać też końca prześladowań uciskanego przez chińskie władze narodu. Według zachodnich źródeł jeszcze w 1999 r., w Tybecie przetrzymywano ponad tysiąc więźniów politycznych, a szczególnie złą sławą cieszy się więzienie Drapczi. Jednak mimo, iż wielu Tybetańczyków coraz głośniej domaga się przywrócenia regionowi niepodległości, Dalajlama podąża nieustannie „środkową drogą pojednania i kompromisu”, a na zarzuty odpowiada: „(...) nasza motywacja naprawdę pozbawiona jest przemocy. Nie oznacza to jednak, że kłaniamy się naszym agresorom i zawsze ustępujemy. Bez gniewu i nienawiści radzimy sobie o wiele skuteczniej”. Na pytanie dziennikarza, czy nie lepiej byłoby jednak poświęcić wszystkie zasady i „uwolnić Tybet” przemocą, jeśli oznaczać by to miało złagodzenie cierpienia jego narodu, odpowiedział: „W tej sytuacji doprowadziłoby to do dalszego przelewu krwi. Nadałoby to oczywiście rozgłosu (...), jednak (...) konieczna jest walka bez użycia przemocy”. Według niego, gdyby Tybetańczycy ponownie podjęli walkę z chińskim okupantem, „nie byliby już niczym wyjątkowym”, ponieważ świat popiera ich właśnie za walkę bez użycia siły. „To jest coś nowego na tej planecie i jest czymś jedynym w swym rodzaju” – przekonuje. Duchowny jest też pewny, że za Tybetańczykami stoi większość Chińczyków, którzy wyrażać mają „głębokie uznanie i sympatię” dla jego narodu. „Gdyby Tybetańczycy chwycili za broń, straciliby to poparcie” – ucina. 

Dalajlama XIV konsekwentnie sprzeciwia się do dnia dzisiejszego użycia jakiejkolwiek formy przemocy w walce o niepodległość i poszanowanie godności Tybetańczyków. Dlatego też, w uznaniu zasług stanowiących wzorcowy przykład stosowania zasady ahimsy w życiu politycznym, przywódca Tybetańczyków otrzymał w 1989 r. Pokojową Nagrodą Nobla. W uzasadnieniu zwrócono szczególnie uwagę na konsekwentną krytykę wszelkich aktów przemocy oraz na niestrudzone poszukiwanie „rozwiązań pokojowych opartych na tolerancji i wzajemnym poszanowaniu w celu zachowania historycznego i kulturalnego dziedzictwa swego narodu”. Z kolei sam Dalajlama uznał to wyróżnienie za dowód uznania świata dla krzewienia przez niego takich wartości jak współczucie, miłość czy wybaczanie nawet wrogom. Jego zdaniem ludzie błędnie jednak traktują go jako krzewiciela i orędownika pokoju na ziemi. Według skromnego mnicha, myślenie i medytowanie na temat niestosowania przemocy jest tylko częścią jego duchowego rozwoju. „Cóż więc uczyniłem dla pokoju na świecie? Zostałem laureatem Nagrody Nobla i otrzymałem trochę pieniędzy za nic” – dodaje. Natomiast finansową nagrodę (3 mln koron) przeznaczył na założenie Fundacji Powszechnej Odpowiedzialności.

Dalajlama XIV jest w pewnym sensie idealistą. Do końca zdaje się wierzyć, że możliwy jest świat bez konfliktów, wojen i w ogóle przemocy. Idea ahimsy wydaje się więc fundamentalną zasadą, na której opiera swoje życie duchowny. Jeden z zagorzałych zwolenników nauk tybetańskiego mnicha, znany aktor Richard Gere, stwierdził, że niezmienna postawa Dalajlamy, który poświęcił swoje życie obronie światowego pokoju, prawom człowieka oraz pełnej przemianie ludzkiego umysłu, możliwa była „jedynie dzięki swej nieustraszonej, niezłomnej postawie niestosowania przemocy”. Przekonując innych o słuszności swojej nauki, bardzo często powoływał się na innych zwolenników niestosowania przemocy, np. na Mahatmę Gandhiego. Tybetańczyk jest też pewien, że idea rozwiązywania konfliktów za pomocą wojny odchodzi powoli do lamusa. Przy czym konieczne jest według niego powszechne poparcie dla idei rozbrojenia. Kluczową rolę przy rozwiązywaniu konfliktów powinna odegrać wg niego ONZ, która mimo wielu słabości, ocaliła „wiele istnień ludzkich”. „Nie umiemy przyznać, że wojna jest, z natury, zimnym okrucieństwem i cierpieniem (...). Godna pożałowania prawda jest taka, że nauczono nas uważać wojnę za coś ekscytującego, a nawet fascynującego”. Mimo wielu negatywnych doświadczeń, jakie go spotkały w ciągu blisko 70 lat życia, ciągle twierdzi, że na świecie „świta nowa nadzieja”. Przywódca Tybetu jest przy tym przekonany, że „najważniejszą przyczyną sceptycyzmu wobec idei niestosowania przemocy jest zniechęcenie”. Wychodzi przy tym z założenia, że pokój na świecie zależy od pokoju w sercach ludzi, a o tym z kolei decyduje fakt, czy postępujemy na co dzień etycznie.  Duchowny twierdzi też, że skoro wszyscy ludzie są sobie równi i potrzebują siebie nawzajem, nie muszą siebie w jakikolwiek sposób krzywdzić. Dlatego też jest on głęboko przekonany, że umiłowanie przez ludzi pokoju, prawdy, sprawiedliwości i wolności sprawi, że świat może stanie się „lepszy i pełniejszy współczucia”. Przemyślenia Dalajlamy, skonfrontowane z rzeczywistością, wydają się jednak jedynie „modlitwą o lepszy świat”, który, jak dotąd, pozostaje tylko w sferze utopii.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl