Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Polska w Europie i na świecie / Miłość (nie)europejska               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Miłość (nie)europejska 

09-07-2003

  Autor: Aleksander Wojtala

Ostatnio, w wielu kręgach politycznych, coraz częściej mówi się, że największym jak dotąd sukcesem rządu Millera jest polityka zagraniczna. Czy jednak lewicowy gabinet aby na pewno podąża właściwą ścieżką? Analizując prowadzoną obecnie przez polski gabinet politykę międzynarodową, należy cofnąć się do samego początku jego istnienia.

 

 

“NIE” terroryzmowi!

Jesienią 2001 roku, bezpośrednio po wyborach parlamentarnych, polski rząd, podobnie jak i cały demokratyczny świat, stanął murem za zaatakowanymi kilkanaście dni wcześniej Stanami Zjednoczonymi. Nie było w tym nic dziwnego, groźba terroryzmu, jaka zawisła wtedy nad sojusznikami Ameryki, stała się również w Europie bardzo realistyczna.
Stosunki polskiego gabinetu z włodarzami Unii Europejskiej przebiegały początkowo bez większych tarć. Z czasem miało to się jednak zmienić...

Do Unii jak po grudzie

Głównym problemem, przed jakim stanął nowy lewicowy rząd, było dokończenie negocjacji ze Wspólnotą. Miesiącami trwała walka z czasem. Komisja Europejska, co rusz ostrzegała przed opieszałością polskich władz, które najtrudniejsze negocjacje odkładały na sam koniec. Czarne scenariusze przewidywały nie tylko opóźnienie naszego wejścia do wspólnej Europy, coraz głośniej mówiło się o groźbie zahamowania całego procesu unijnego rozszerzenia. Polakom wytykano przy negocjacjach brak elastyczności, w przeciwieństwie do choćby sąsiadów z tzw. Grupy Wyszehradzkiej, którzy nie upierając się tak zaciekle przy każdej kwestii, szybciej finalizowali rozmowy. Pozorne sukcesy mniejszych państw kandydackich zostały jednak przyćmione wydarzeniami z końca 2002 r.

Bo Miller “wielki jest”

Ostatecznie, podczas szczytu w Kopenhadze, 13 grudnia ubiegłego roku, po niezwykle twardych negocjacjach, przy chwilowej groźbie opuszczenia przez polską delegację spotkania, doszło do historycznego uzgodnienia akcesyjnych warunków.
Leszek Miller, postrzegany odtąd na europejskiej scenie politycznej jak prawdziwy “żelazny kanclerz” wracał do macierzy z podniesioną głową. Wszyscy byli zgodni co do jednego, to Polska okazała się największym zwycięzcą duńskiego szczytu. W krajach Wspólnoty, o polskim szefie rządu zaczęto wyrażać się z coraz to większym szacunkiem. Jednocześnie, bardziej konserwatywne skrzydło eurokratów, będące za utrzymaniem w UE dotychczasowego status quo, podkreślało, że nieustępliwa polityka “postkomunistów z Polski”, może stać się dla przyszłej, rozszerzonej już Unii niezwykle uciążliwa.

Zazdrość “czysto” europejska

O “zadziwiającej nieustępliwości” polskiej delegacji w Kopenhadze mówiło się też głośno wśród innych kandydatów do członkostwa. Nic dziwnego, w zasadzie, spośród państw negocjujących ze Wspólnotą unijne warunki, jedynie nasz kraj stał do samego końca twardo przy swoim, przejmując pod koniec rozmów negocjacyjną pałeczkę. Pozostali spoglądali na polski sukces z pewną nutą zazdrości. Na przykład w Czechach i na Węgrzech, gdzie jeszcze do 13 grudnia unijne negocjacje krajowych gabinetów postrzegano bardzo korzystnie, uwidoczniła się pewna fala niezadowolenia. Opinia publiczna oraz media, zarzucały centrolewicowym rządom obu państw brak nieustępliwej walki i zbyt łatwe ugięcie się przed unijnymi propozycjami.

W Polsce, po wydarzeniach kopenhaskich, znacznie wzrosły też, choć jak się okazało nie na długo, notowania samego gabinetu.
Wydawało się, że po kopenhaskim “akcie dobroci” ze strony Unii i hurraoptymizmie większości polskich polityków, dojdzie na linii Polska - UE do “zgłębienia przyjaźni”.

Znów się popsuło

Nowy rok przyniósł jednak nowe, zaskakujące rozstrzygnięcia. Bush i spółka postanowili zaatakować Irak, co wywołało największy od lat kryzys w Sojuszu Północnoatlantyckim. Amerykańsko – europejska miłość, jaka rozgorzała po 11 września, prysła jak mydlana bańka. Pacyfiści z Niemcami i Francuzami na czele trzymali się twardo swej antywojennej retoryki. Wyjście z impasu stawało się coraz trudniejsze, a rysujące się w samej Europie podziały, zaostrzały się.

W końcu doszło do wydarzenia, które do dziś postrzegane jest na starym kontynencie z wielkim niesmakiem, i w którym, niestety, jedną z głównych ról zagrał nasz rząd.

Jaki list?!

Pod koniec stycznia bieżącego roku, premierzy Polski, Danii, Hiszpanii, Portugalii, Węgier, Wielkiej Brytanii i Włoch oraz prezydent Czech podpisali tzw. “List Ośmiu”, będący poparciem dla antyirackiej polityki USA. Nie chodzi o sam fakt podpisania dokumentu, do czego nasz rząd miał pełne prawo. Jednak styl, w jakim to zrobił, pozostawia wiele do życzenia. List pojawił się nagle w kilku europejskich dziennikach, całkowicie zaskakując większość europejskich rządów. Okazało się, że podpisany dokument nie był w ogóle konsultowany ani z samą Unią, ani z jakimkolwiek z jej członków, przeciwnych wojnie. Warto w tym miejscu wspomnieć, że organizacja, do której tak ochoczo wstępujemy, za jeden z celów obrała tzw. wspólną politykę zagraniczną, która notabene dzięki takim właśnie “wybrykom”, pozostaje na razie jedynie na papierze. Dlatego też myli się premier Węgier, Peter Medgyessy twierdząc, że “list ten nie spowoduje podziału na nową i starą Europę, która liczy już 25 krajów.”

F-16 “od kuchni”

Kontrowersji dostarczył też przetarg na wielozadaniowe samoloty dla naszej armii. Nie chodzi tym razem o czysto polityczne animozje europejsko – amerykańskie.
Jak informuje “Życie Warszawy”, do rzekomego “kontraktu stulecia” możemy całkiem słono dopłacić, o czym się wcześniej głośno nie mówiło... Okazuje się, że do ceny samolotów (ok. 3.5 mld dolarów) podatnicy dopłacą jeszcze 700 mln dolarów, ponieważ F-16 zostanie obciążony dodatkowym podatkiem VAT, akcyzą oraz cłem.

Po wstąpieniu Polski do Wspólnoty, do unijnej kasy będziemy przy tym wpłacać aż trzy czwarte dochodów ze wszystkich ceł. Jedynie 25 proc. profitów z tego tytułu pozostanie w kraju. Jak twierdzi rzecznik MON, w przypadku zakupu samolotów europejskiej produkcji, cłem byłyby obłożone tylko niektóre podzespoły oraz uzbrojenie importowane spoza UE. Czy więc Polska mogła zakupić inne (europejskie) samoloty na dogodniejszych warunkach? Trudno powiedzieć, lecz nie można i takiej opcji wykluczyć.

Problemów co nie miara...

Oprócz problemów związanych, choćby z próbą łagodzenia napięcia w Trójkącie Weimarskim (niedawne spotkanie we Wrocławiu), tworzeniem unijnej konstytucji, czy też przejęciem dowództwa w jednej ze stref stabilizacyjnych na Bliskim Wschodzie, nie można zapominać o tym ,co dzieje się za wschodnimi granicami kraju.

Przesunięcie przez nasz rząd terminu wprowadzenia wiz dla Rosjan i Białorusinów, czy sprawa Wołynia, ciągle jeszcze drażniąca polski i ukraiński naród – to tylko główne problemy, z którymi należy jak najszybciej się uporać.
Mimo wielu niedociągnięć, zwiększoną w ostatnich miesiącach aktywność na arenie międzynarodowej polskiego gabinetu, należy jak sądzę, ocenić raczej w sposób pozytywny.

Na ile jednak “Trojański Koń Europy” (“Sűddeutsche Zeitung”), mający “siedzieć cicho” (J. Chirac), wykorzysta swoje pięć minut, zależy od konsekwencji naszego premiera oraz MSZ, której jeszcze czasem brakuje.

Autor: Krzysztof Garczewski



 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl