Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Polska w Europie i na świecie / Rurociąg przyjaźni               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
Rurociąg przyjaźni 

21-09-2005

  Autor: Maciej Stańczykowski

Priorytety polskiej polityki zagranicznej to sojusz z USA i wsparcie dla przemian na Ukrainie. O konieczności poprawy stosunków z Rosją i wielkimi krajami Europy wspominali tylko nieliczni. No to teraz mamy za swoje.

 

 

Z Europą i Rosją mamy ostatnio same zatargi. Co gorsza, awanturujemy się głownie o drobiazgi. Nazwy ulic, słowa, gesty, ostatnio o historię. Szemrając wszem i wobec hasłami o europejskiej solidarności, sami niewiele się nią przejmujemy. Czy chodzi o wojnę w Iraku, bazy wojskowe w Niemczech, czy reformę ONZ. W każdej z tych kwestii od solidarności ważniejsza była miłość do prezydenta Busha. Zlekceważyliśmy prośby przywódców Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii podpisując umowę z amerykańskim Boeingiem. Jednocześnie Polska chciałaby mieć głos decydujący na temat funkcjonowaniu samej Unii czy kształtu stosunków między Unią Europejską i Rosją. Idea to słuszna tyle, że koncepcja polityki pozostałych członków Unii wobec Rosji diametralnie odbiega od naszych wyobrażeń. Kiedy szef francuskiego MSZ podkreśla, że "Unia Europejska i Rosja potrzebują się dziś jak nigdy dotąd". Polski minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld uznaję, że „Największym problemem w stosunkach polsko-rosyjskich jest rozwój sytuacji wewnętrznej w Rosji”. Niemcy i Włosi odrzucają stwierdzenie, że w dzisiejszej Rosji odradzają się "tendencje totalitarne". Rotfeld stwierdza, że "Procesy, które w Rosji zachodzą nie są procesami pozytywnymi". Dalej minister kontynuuje - „Droga Rosji do demokracji jest "bardzo długa i kręta". Warto też wspomnieć o refleksji, jaką minister podzielił się ze słuchaczami warszawskiego Collegium Civitas nazywając likwidację jednego z przywódców ugrupowań terrorystycznych w Czeczenii Asłana Maschadowa - „nie tylko przestępstwem, ale także polityczną głupotą i wielkim błędem".

W odróżnieniu od nas większość przywódców europejskich doskonale wie, że nakłonienie Rosji do wycofania się z Czeczenii jest tak samo możliwe jak szybkie rozwiązanie konfliktu bliskowschodniego. Wie, że pozbawienie władzy gubernatorów w prowincjach to cena za stabilność polityczną. Wiedzą, że jeśli ktokolwiek zamierza uczynić z kwestii praw człowieka główny temat dialogu z Rosją, to dialogu po prostu nie będzie. Niedawne porozumienie UE - Rosja tzw. mapa drogowa, określająca zasady współpracy w dziedzinie gospodarki, bezpieczeństwa wewnętrznego i wymiaru sprawiedliwości, bezpieczeństwa zewnętrznego, edukacji i badań naukowej było możliwe tylko dzięki odłożeniu na bok kwestii demokratycznych. Kompromis był możliwy gdyż dla państw Unii nadrzędną wartością jest wewnętrzna stabilność Rosji. Przewidywalność polityki międzynarodowej i współpraca w rozwiązywaniu globalnych problemów. UE i Rosja są od siebie handlowo uzależnione. UE jest odbiorcą ponad połowy rosyjskiego eksportu. Dyplomacja wielkich krajów Europy widzi na wschodzie potężny rynek zbytu i zasoby bogactw naturalnych. Rosja to także zaplecze taniej siły roboczej i partner do współpracy handlowej i politycznej z Chinami. Także Putin potrzebuję europy szczególnie teraz, gdy rośnie presja USA i NATO na wycofanie baz rosyjskich z Gruzji i składów broni z Mołdawii, do czego Kreml zobowiązał się w Stambule w 1999 roku.

Trudno się, specjalnie dziwić, że dwa lgnące ku sobie organizmy gospodarcze postanowiły nie przejmować się mającą wieczne pretensje Polską i współpracować nad naszymi głowami. Efektem tego jest podpisanie w Berlinie wstępnej umowy między Rosją a Niemcami w sprawie budowy pod dnem Bałtyku nowej nitki gazociągu. Rurę będzie budować rosyjski Gazprom oraz dwa niemieckie koncerny energetyczne Eon Ruhrgas i Wintershall. Zgodnie z planami, gaz popłynie na początku 2010 roku z Petersburga do niemieckiego Greiswaldu. Tutaj tłoczony będzie do niemieckich sieci przesyłowych. Za pośrednictwem gazociągów w Belgii i Holandii może być dostarczany do Wielkiej Brytanii.

Budowa nowego gazociągu wbrew temu, co twierdza nasi politycy jest dla zachodniej Europy korzystna. Rosjanie liczą na zwiększenie sprzedaży gazu w Europie Zachodniej oraz na stworzenie alternatywnej nitki przesyłowej wobec istniejącej sieci, przebiegającej przez terytorium Białorusi i Ukrainy. W obu tych krajach dochodzi do częstych kradzieży gazu oraz technicznych problemów z transportem Gazprom liczy też na zwiększenie dostaw gazu na rynek w Wielkiej Brytanii, która już niedługo stanie się importerem gazu i będzie skazana na dostawy z Norwegii i Rosji. Brytyjczycy już od dłuższego czas zainteresowani są współpracą z Gazpromem przy eksploatacji gazu we wschodniej Syberii oraz na Morzu Północnym. Być może w budowę gazociągu zaangażuję się także brytyjski koncern BP oraz o fińska Fortum.

Głównym politycznym celem budowy gazociągu jest też oczywiście scementowanie politycznej i gospodarczej współpracy między Rosją i Niemcami. Niezależnie od tego, kto będzie rządził w Berlinie, to po budowie tego gazociągu gospodarki obu krajów będą bardzo silnie związane. I nie należy raczej sądzić, że w przypadku zwycięstwa CDU w wyborach coś się w tej sprawie zmieni. Wolfgang Schäuble, były przewodniczący CDU, dziś jeden z najbliższych doradców Merkel przyznaję, że przyszły niemiecki rząd nie będzie w stanie nic zrobić, bo rurociąg będą budować niezależne firmy. Inni politycy niemieckiej chadecji - Friedbert Pflueger i Peter Hintze twierdzą, wprost, że projekt słuszny i korzystny. Wskazują, że partnerstwo z Rosją w dziedzinie energetyki jest ważne i należy je poszerzać. Dążenie Niemiec do zapewnienia sobie bezpieczeństwa energetycznego i rosyjska potrzeba zagwarantowania sobie odbiorcy surowców w dłuższej perspektywie, w sytuacji, gdy oba kraje nawzajem potrzebują siebie jako strategicznych partnerów, wzięło górę nad wszystkimi innymi względami. W Niemczech rośnie popyt na gaz, a Rosja dysponuje największymi na świecie rezerwami tego surowca. Odbiorcami rosyjskiego gazu będą głównie firmy niemieckie. Obecnie w budowie znajdują się trzy nowe elektrownie na gaz, jedna z nich właśnie w okolicach Greiswaldu. Mimo że budowa pochłonie dwa razy więcej środków niż budowa rurociągu na lądzie, Niemcy dostaną tańszy gaz, bo odliczone zostaną opłaty przesyłowe. Duże korzyści odniesie też niemiecki biznes, zajmując mocniejszą pozycję na rosyjskim rynku niż inne koropracje zachodnie. Rosji zależy też na zachodniej technologii, a Gazprom chcę ugruntować swoją pozycję na europejskim rynku.

Aleksander Kwaśniewski ma racje, kiedy twierdzi, że budowa Gazociągu Północnego między Rosją a Niemcami, z pominięciem naszego kraju, "nie jest sukcesem Polski". To prawda. Obecnie rosyjski gaz idzie na Zachód głównie przez Ukrainę i Słowację oraz Białoruś i Polskę. Nowy rurociąg może ostatecznie przekreślić plany dostaw do Europy gazu z Azji Środkowej, który byłby najgroźniejszą konkurencją dla rosyjskich firm. Trudno teraz będzie namówić europejskich polityków, aby sfinansowali budowę rury, która nikomu nie jest potrzebna. Dzięki nowej rurze Rosjanie praktycznie uniezależnią się od ukraińskiego i polskiego tranzytu. Co oznacza dla nas utratę części dochodów. Trudno też liczyć na ewentualne poparcie przez UE naszych protestów. Nowa rura będzie przecież dostarczać gaz nie tylko do Niemiec, ale także innych krajów Europy.

Zdaniem Kazimierza Ujazdowskiego (PiS) Polska nie powinna wyrazić zgody na przejście gazociągu przez naszą strefę ekonomiczną i tym sposobem zablokować tę inwestycję. Tyle, że w myśl prawa morskiego Rosjanie mogą sobie w naszej strefie ekonomicznej kłaść, co im się żywnie podoba. Muszą jedynie „uwzględnić nasz interesy ekonomiczne”. To jednak my musimy udowodnić, że rura na dnie morza godzi przeszkadza nam wydobywać gaz ropę czy odławiać śledzia. Kreowany na premiera Rokita z PO strofuje kanclerza Niemiec i wzywa do zachowania „europejskiej solidarności”. To ciekawe, że najgłośniej o potrzebie wspólnej polityki zagranicznej Unii mówią przedstawiciele PiS, PO oraz LPR. Ci sami, którzy kilka miesięcy temu kibicowali wszelkiej maści eurosceptykom w walce o uwaleniu traktatu konstytucyjnego. Kiedy to właśnie ten traktat przewidywał prowadzenie wspólnej polityki UE.

Polityka Polski powinna iść absolutnie w tym kierunku, żeby stosunki z Rosją były partnerskie, a w przyszłości przyjacielskie. To obowiązek każdego, kto mieni się mężem stanu. A jaki wniosek z całej historii wyciągnęli ci, którzy za kilka tygodni rządzić będą Polską. Według naszych orłów z PIS i PO - „to Polskie ustępstwa sprawiają, że Rosjanie nie traktują nas poważnie”.

Maciej Stańczykowski

ZDANIE ODRĘBNE
Jarosław Błaszczak


Maciej Stańczykowski wydaje się zdecydowanie krytykować obecny kierunek polskiej polityki wobec Rosji. Namawia przy tym do akceptacji lub wręcz poparcia niezwykle prokremlowskiej postawy takich stolic jak Berlin czy Paryż. Rzecz w tym, że nie dostrzega długofalowych konsekwencji zarówno obecnej polityki Warszawy, jak i postulowanych przez siebie zmian.

Obecne zatargi między Rosją a Polską mają dwa zasadnicze powody. Po pierwsze, polskie władze są zdania, że znacznie korzystniejsze dla naszego kraju byłoby posiadanie za wschodnią granicą państw demokratycznych i stabilnych. Takie państwa są znacznie bardziej przewidywalne i podejmują mniej irracjonalnych decyzji – bo trudno znaleźć jakiekolwiek pozaemocjonalne uzasadnienie np. dla skali okrucieństw dokonywanych w Czeczenii.

Właśnie to założenie stanowiło ideologiczną podstawę dla naszej roli w pomarańczowej rewolucji. Władimir Putin do dziś nie może nam wybaczyć, że pomogliśmy jednemu z największych rosyjskich satelitów wyrwać się z jego orbity. My jednak nie powinniśmy żałować tego kroku ani przez moment, bowiem pomimo normalnych w młodej demokracji problemów, jakie widać obecnie na kijowskiej scenie, na dłuższą metę przyczyniliśmy się do niezwykle korzystnych przemian u naszego sąsiada, co będzie miało zdecydowanie dodatni wpływ na nasze bezpieczeństwo narodowe.

Z tego samego powodu Polska ze wszystkich sił wspiera opozycję na Białorusi czy rozwija ciepłe stosunki z Mołdawią. Kontrowersje może budzić niezwykle szczery styl wypowiadania się naszego ministra spraw zagranicznych, któremu taki nawyk pozostał zapewne z czasów, gdyby był apolitycznym dyrektorem prestiżowego Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem. Dostrzegam jednak w działaniach Rotfelda sens - trzeba wciąż przypominać naszym partnerom, że Rosja nie może być dla UE równorzędnym partnerem. Choćby dlatego, że Unia to wspólnota oparta na wolności i demokracji, a w Rosji obie te wartości są w głębokim odwrocie. Jeśli schowamy głowę w piasek, to niczego nie poprawi. Może chwilowo będziemy nieco mniej krytykowani, ale pozwolimy spokojnie rosnąć hydrze, która już niedługo może nas boleśnie pokąsać.

Sprawa rurociągu jest oczywista i nie wywołuje chyba w Polsce szerszych podziałów. Z doświadczenia państw takich jak Litwa czy nawet Białoruś, wiemy, że Rosja nie waha się używać swojej energetycznej dominacji jako narzędzia politycznego nacisku. Powinniśmy wszelkimi sposobami ograniczać nasze uzależnienie od rosyjskich surowców i nie ułatwiać Moskwie umacniania swej pozycji na rynku surowców jakiegokolwiek państwa UE. Istnieją już wstępne ekspertyzy dowodzące, wbrew temu, co pisze Stańczykowski, że w oparciu o konwencję jamajską o prawie morza z 1982, jesteśmy w stanie uczynić budowę tego rurociągu nielegalną, przynajmniej na odcinku przechodzącym przez naszą wyłączną strefę ekonomiczną. Pytanie, czy nowy rząd wykorzysta te możliwości.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl