28 maja 1992 roku. Na sejmowej Sali Posiedzeń nieco ponad 200 posłów, którzy przyszli na „normalne” posiedzenie Sejmu. „Normalne”, czyli, na którym nic arcyważnego się nie wydarzy. Gdy na mównicę wchodzi Janusz Korwin-Mikke, tylko nieliczne grono osób spodziewa się słów, które zaraz padną. „Wnoszę o przyjęcie uchwały zobowiązującej ministra spraw wewnętrznych do ujawnienia (…) senatorów, posłów, sędziów i adwokatów, będących w latach 1945-1992 współpracownikami służb bezpieczeństwa”. Z sali na prawo od marszałka Sejmu słychać oklaski. Lewica sejmowa milczy.
Solidarność i Porozumienie Centrum popierają wniosek. Część posłów Unii Demokratycznej, zasłaniając się groźbą naruszenia praw człowieka i obywatela oraz niezgodnością uchwały z obowiązującym prawem, wstrzymuje się od głosu. Lewicowe partie, w większości popłuczyny PZPR, zaskoczone i nieprzygotowane do głosowania, również popierają uchwałę. Stosunkiem głosów 186 za, 15 przeciw i 32 głosów wstrzymujących się (większość z UD), uchwała przechodzi. Czy ktoś z obecnych na sali zdawał sobie sprawę, że właśnie został wbity ostatni gwóźdź do trumny rządu Olszewskiego?
Prace nad zapoznaniem się i weryfikacją informacji zawartych w aktach bezpieki trwały już trzy miesiące. Nadzorował je ówczesny minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz. Zaledwie tydzień po zatwierdzeniu przez Sejm uchwały, do budynku polskiego parlamentu trafiła tzw. lista Macierewicza. Zawierała ona nazwiska 66 osób, w większości posłów i senatorów, niektórych przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP oraz kilku członków ówczesnego rządu. I z miejsca stała się zaczątkiem bezpardonowej walki politycznej, której finałem było odwołanie rządu Jana Olszewskiego. Dlaczego ledwie parę godzin po zapoznaniu się przez przewodniczących klubów parlamentarnych z jej zawartością, rozpoczęto prace nad przeforsowaniem votum nieufności wobec rządu, który chciał ujawnić agentów w parlamencie? Dlaczego lista nie mogła zostać publicznie ujawniona?
W nocy z 4 na 5 większość Polaków mogła się przekonać, jak bardzo zatrute jest polskie środowisko polityczne. Bo czy komuś, kto nie ma nic na sumieniu, szkodziło tę listę ujawnić? Naturalnie nie. Była ona przygotowana rzetelnie, przez szereg naukowców, którzy nie umieszczali nazwisk ludzi na podstawie pojedynczych „kwitów”. Pracowali na bazie licznych akt SB, a nie jednej teczki. Informacje weryfikowali sprawdzając czy pokrywają się one np. z teczką pracy agenta, jego teczką personalną, aktami spraw, z którymi był związany czy też zapisami w Funduszu Operacyjnym SB. Było więc sito selekcji, była rzetelność. Czy więc strach przed niesprawiedliwością był uzasadniony? Czy też obawa przed „partactwem” naukowców? Nie, wręcz przeciwnie. Politycy przestraszyli się właśnie prawdy.
Głośny film Jacka Kurskiego „Nocna zmiana” jako jeden z nielicznych postarał się ukazać tamte czerwcowe wydarzenia. I choć wielokrotnie zbyt jednostronny, niektóry wątki wyolbrzymiający, niektórych w ogóle nieukazujący (exemplum fakt, że większość decyzji nie zapadła podczas ukazanym na tym filmie, tajnym posiedzeniu Wałęsy z m.in. Tuskiem, Chrzanowskim, Mazowieckim, Pawlakiem, Niesiołowskim, a podczas rozmów dwu- czy trzyosobowych w kuluarach Sejmu) ukazał smutną prawdę. Że owa sieć powiązań, owy układ jednak istnieje, że coś jest na rzeczy. Nie wolno bagatelizować tego głosu i warto o tym przypominać. I to tym głośniej, im bardziej chce się obraz tamtych wydarzeń zafałszować (exemplum książka byłego generała Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych, w której „odkrył” on przed opinią publiczną takie fakty, jak choćby to, że po Sejmie z bronią chodzili ubrani po cywilnemu, żołnierze tychże jednostek specjalnych, a ich koledzy czekali w karetkach pogotowia, by w razie czego, na rozkaz Macierewicza wkroczyć do Sejmu i przeprowadzić zamach stanu).
Stąd moja głęboka niezgoda z tekstem red. Marcina Jurzysty pt. „Mit rządu Olszewskiego”, opublikowanym w e-Polityce.pl, w którym twierdzi on, że został stworzony mit „nocnej zmiany” i całe wydarzenie jest przez środowiska prawicowe wyolbrzymiane. Przede wszystkim, jeżeli takowy mit powstał, to jest to wina mediów i różnych grup nacisku (ergo „układu”), które usilnie pracowały nad tym, by owe wydarzenie umniejszyć lub usunąć ze zbiorowej świadomości (co, sądząc po tekście, z którym obecnie polemizuję, udało się). Owszem, rząd Olszewskiego w wielu dziedzinach nie był najlepszy, jednak był pierwszym rządem prawdziwie antykomunistycznym i pierwszy chciał odciąć III RP od macek PRL. Niestety, to się nie udało i ma konsekwencje po dzień dzisiejszy (ciągle powracające sprawy teczek, kadra dyplomatyczna wyszkolona przez GRU etc.). A że jest ta sprawa przywoływana przy różnych okazjach przez prawicę chcącą pozować na chadecką? Nic dziwnego, ostatecznie „nocna zmiana” jest najlepszym symbolem (albo – jak kto woli – mitem) ukazującym w całej rozciągłości bagno polskiego światka politycznego i istnienie układu. I nie wolno o tym zapomnieć.