Kończąc tymi słowami swój zbiór zatytułowany ”Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów” Umberto Eco, włoski pisarz, filozof i felietonista, wskazuje czytelnikowi, w jaki sposób należy odczytywać jego teksty. Są to pozostawione dla potomnych „listy w butelce”, próba przekazania „całego skarbu własnego doświadczenia” , podzielenia się własną wizją otaczającego ogromu świata. I właśnie taka jest książka „Rakiem…”. Stanowi ona uporządkowaną antologię felietonów, referatów, wykładów, które Umberto Eco publikował między rokiem 2000 a 2005 głównie w prasie włoskiej. Te krótkie, kilkustronicowe eseje, dotykają palących dla ludzkości w XXI wieku problemów – rosnącej roli mediów w społeczeństwie, terroryzmu, dialogu międzykulturowego, rasizmu czy fundamentalizmu. Pisarz z nutką ironii spogląda na współczesność, próbując wychwycić sedno rzeczywistości w chaosie bombardujących nas ze środków masowego przekazu informacji.
Skąd właściwie wziął się tytuł zbioru? Dlaczego „rakiem”? Umberto Eco pokazuje w swej książce regresję współczesnej cywilizacji, zauważa, iż zamiast podążać wraz z postępem przed siebie, to współczesna cywilizacja cofa się do tego, co już w historii było, powielając schematy i powtarzając te same błędy. Kroki wstecz są liczne: po epoce zimnej wojny znów pojawiła się „wojna wojująca”, czyli gorąca wojna, ma miejsce odrodzenie się idei Świętej Wojny, krucjaty, wraca chrześcijański fundamentalizm (polemika z Darwinem), znów mamy do czynienia z wielkimi migracjami ludów barbarzyńskich, coraz większą popularność w Europie zyskują partie skrajnie prawicowe (w Austrii, Flandrii, Szwajcarii), nasila się antysemityzm. Zatem ludzkość zatacza koło, a „historia, która dostała zadyszki z powodu skoków wykonywanych w ciągu dwóch tysiącleci, zamyka się w sobie, powracając do chwały i wygody Tradycji” . Z drugiej strony okres rządów Berlusconiego we Włoszech, opartych na populistycznym odwoływaniu się do społeczeństwa poprzez media, postrzegany jest przez autora jako nowość. I rzeczywiście nowością jest coraz silniej widoczny także na politycznej scenie Polski reżim demokracji medialnej, w której "dyskurs polityczny w coraz większym stopniu wisi w próżni, podporządkowany logice mediów; a także logice naszego własnego, dyskursywnego rozumu, też czującego się lepiej w świecie czarno-białych jednoznacznych clichés, które mu ów medialny dyskurs podsuwa, niż w świecie rzeczywistym, gdzie coraz trudniej o jednoznaczne oceny" .
Ciekawe są spostrzeżenia Umberto Eco na temat wojny nowego typu, jakim to terminem określa on konflikty, które rozegrały się po prawie pięćdziesięcioletnim okresie zimnej wojny. Pisarz zaskakuje kontrowersyjną tezą, iż „wojna w Zatoce Perskiej w ogóle nie miała miejsca, a jedynie została pokazana w telewizji.” Odwołuje się tu Eco do koncepcji Jeana Boudrillarda, mówiącej iż „Usunęliśmy świat rzeczywisty” . W jego miejsce wprowadziliśmy hiperrealność, budowaną w dużej mierze przez środki masowego przekazu. Zatem obraz wojny przekazywany przez media to nie prawdziwa wizja konfliktu, lecz symulacja rzeczywistości, jej zniekształcone odbicie. Włoski felietonista zwraca uwagę, iż w wojnie nowego typu, podczas której obowiązują dwie zasady: „po pierwsze, nie powinien zginąć nikt z naszych, i po drugie, chodzi o to, by zabić jak najmniej wrogów”, media odgrywają rolę niezmiernie ważną, jeśli nie najważniejszą. Sprawiają one, iż wróg znajduje się „na zapleczu” – poprzez nieustanny przepływ informacji wszelkie działanie przez zaskoczenie staje się niemożliwe. To dzięki nim także terroryści osiągają zamierzony cel - media wywołują w społeczeństwie „spiralę strachu”, „promując” i nagłaśniając zamachy. Wojna nowego typu, zwłaszcza wojna wywołana zamachem z 11.09.2001 na bliźniacze wieże, zaskakuje niemożliwością zlokalizowania i jednoznacznego zidentyfikowania wroga. W obliczu niepewności i frustracji, wróg musi zostać stworzony. „Z jednej strony zniknęły wszystkie możliwości prowadzenia wojen, ponieważ wróg stał się całkowicie niewidoczny, z drugiej zaś, aby móc udowodnić, że w jakiś sposób stawia się mu czoło, trzeba powoływać do życia symulakry Niegdysiejszej Wojny.” Jedynie w ten sposób można uspokoić społeczeństwo i jednocześnie dać mu zapomnieć, iż wróg może być równie dobrze wśród nich, wewnątrz, a nie tradycyjnie na zewnątrz. Z powrotu do formuły Niegdysiejszej Wojny, naradza się metafora zderzenia/walki cywilizacji oraz idea krucjaty. Cechą Wojny Nowego Typu jest fakt, iż nie ma w niej ani wygranych, ani przegranych, dlatego też nie można wg Eco mówić tu także o jakiejkolwiek formie pokoju: „rezultatem musi być jakaś forma permanentnej Wojny Nowego Typu, której będzie towarzyszyć będzie wiele peryferyjnych Niegdysiejszych Wojen, wciąż rozpoczynanych i wciąż prowizorycznie kończonych”. Dlatego obecnie można wypracować jedynie pokój lokalny, pokój globalny obecnie jest nieosiągalny.
Włoski felietonista z lekką dozą ironii spogląda na współczesną kulturę, przesiąkniętą pragnieniem zabawy, i w tekście „Od zabawy do karnawału” stwierdza: „Jedną z charakterystycznych cech cywilizacji, w której żyjemy, jest totalna karnawalizacja życia. (…) Karnawalizacji uległ również czas pracy.” Otaczamy się bez przerwy przeróżnymi gadżetami: komórkami czy komputerem, a sam proces zakupów, czyli zapełniania otoczenia coraz to nowszymi obiektami, stanowi najczęściej wybieraną przez człowieka XXI wieku rozrywką. Także sport, polityka, religia opierają się na charakteryzującym dzisiejszą istotę ludzką pragnieniu zabawy. Święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc to kolejne okazje do wypoczynku, obżarstwa, spotkań ze znajomymi. To co jest, a raczej powinno być w nich najważniejsze, czyli bliskie obcowanie z Bogiem, zostaje zepchnięte na drugi plan, a nawet zupełnie wyeliminowane. W „‘fazie Blobu’, fazie kreatywnej wolności” poza nieustającą ludycznością, w społeczeństwie panuje kryzys prywatności oraz obsesja ekshibicjonizmu. Nic już nie jest osobiste, a popularność zdobywa się poprzez ekspozycję swojego „ja” przed jak najliczniejszą grupą odbiorców. Jednocześnie pojawiła się w ostatnich latach „gorączka politycznej poprawności”, sytuacja, gdy na każdym kroku należy uważać, czy nie zrani się czyjejś osoby, wierzeń, przekonań. Umberto Eco zwraca uwagę w „Rakiem…”, iż „terminu ‘politycznie poprawny’ używa się w sensie politycznie niepoprawnym”. W Ameryce dążenie do bycia poprawnym doprowadzane jest ostatnimi czasy do granic absurdu. Coraz rzadziej publicznie wystawia się choinki na Boże Narodzenie, by przypadkiem nie urazić ludzi, którzy tych świąt nie obchodzą. Także liczne zmiany leksykalne wyrazów, które w jakikolwiek sposób mogłyby konotować płeć męską na słowa neutralne, wywołuje co najwyżej uśmiech na twarzy. Należy jak najszybciej wyznaczyć granicę
political correctness, gdyż jak słusznie stwierdza włoski felietonista: „polityczna poprawność przemienia się w brzydkie słowo, podobnie jak to się stało z pacyfizmem” .
Krytycznym wzrokiem Eco spogląda także na to, co dzieje się w jego ojczystym kraju – Włoszech. Demaskuje reżim, jaki wprowadził Berlusconi po wyborach w 2001 jako „system rządów całkiem osobisty” , w którym występuje niebezpieczna skłonność do populizmu, a ściślej populizmu medialnego. Jak zatem charakteryzuje ten nowy włoski ład Umberto Eco? „Uderza w istocie (i niestety rozbawia) u Berlusconiego nadmiar techniki sprzedawcy” , stwierdza w pewnym momencie autor. W tym właśnie zasadza się istota populizmu premiera Włoch - co chwila wychodzi on naprzeciw oczekiwaniom swojego elektoratu, składając kolejne obietnice i jednocześnie prowokując opozycję, by stworzyć jej możliwości do agresywnego ataku. W ten sposób może kreować wizerunek własnej osoby jako ofiary i silniej oddziaływać na masy. Na obywateli silny wpływ wywierają obecnie media, w których niemalże codziennie postacią pierwszoplanową był Berlusconi. I właśnie obserwując, jak bardzo ta stała obecność pomagała mu w ugruntowaniu zdobytej władzy, pozwala nakreślić trendy, jakie będą panowały w światowej polityce w XXI wieku. „Mitem epoki, w której przychodzi się na świat teraz, jest mit Człowieka Telewizji”. I rzeczywiście, nie trudno się zgodzić, że obecnie telewizja wywiera bodajże najsilniejszy wpływ na społeczeństwo, docierając do wszystkich warstw. Dlatego „jeśli w naszych czasach ma powstać dyktatura, musi ona być nie polityczna, a medialna” . A dyktator musi się umiejętnie do takiego stanu rzeczy dopasować. Jak stwierdził w swoim felietonie dla „Dziennika” Iam Buruma: „W naszej epoce dżihadyzmu i globalnego kapitalizmu XX-wieczny rewolucjonista w mundurze stał się (…) anachroniczny.” O popularności i znalezieniu się u szczytu władzy będzie decydowała (i już w dużym stopniu decyduje) osiągnięta pozycja, zasobność portfela, znajomości, ale także prezencja, zdolność autokreacji własnego wizerunku publicznego. „Przyszli tyrani wzorem dawnych przybiorą każdy kostium, który pozwoli im odnieść sukces, ale będą wyglądali raczej jak Richard Branson lub Donald Trump niż Saddam Husajn”. Prezencja gwiazdy to przepis na polityczny sukces, a dowodem tego jest sam Silvio Berlusconi.
Różnica między reżimem faszystowskim a ustrojem medialnym polega na tym, iż w tym pierwszym „ludzie wiedzieli, iż gazety i radio podają wyłącznie wiadomości zgodne z dyrektywami władz i że nie wolno słuchać Radia Londyn, bo grozi to więzieniem”. W epoce medialnej z jednej strony wydaje się, że panuje wolność słowa i każdy może wyrazić swoje niezadowolenie czy niezgodę, „z drugiej zaś „efekt rzeczywistości” wywołany wiadomością telewizyjną sprawia, że wie się tylko i wierzy tylko w to, co podaje telewizja” . Zatem kto kontroluje środki masowego przekazu, ten wywiera znaczący wpływ na społeczeństwo. Można odwołać się tutaj do Jeana Bourdieu i jego teorii „przemocy symbolicznej”. Już sam układ wiadomości jest arbitralny, narzuca odbiorcy pewną z góry ustaloną hierarchię ważności, sprawia, że jedne informacje docierają do widza z większą mocą niż inne. Jak pisze w „Rakiem…” Umberto Eco: „Reżim medialny nie potrzebuje wsadzać oponentów do więzienia. Nie zmusza ich też do milczenia za pomocą cenzury, po prostu każe im wygłaszać swoje racje jako pierwszym” . Jednakże jak zauważa Robert K. Merton, media pomagają nam odnaleźć się w chaosie świata, a bez ich pomocy czulibyśmy się zupełnie zagubieni. Bez wątpienia tak, jednakże wspierając, potentaci medialni jednocześnie podstępnie przekazują odbiorcy własny światopogląd. Podobne oblicze mediów zarysowuje Ryszard Kapuściński. Stwierdza, iż „media pełnią podwójną rolę i są bogiem o dwóch obliczach”. Przekazują informacje, ale też je filtrują – „wiemy tylko to, co szefowie mediów chcą nam pokazać. Nic więcej".
Zbiór felietonów „Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów” to książka wieloaspektowa i wielopłaszczyznowa. Autor dotyka w niej najważniejszych problemów obecnych we współczesnym świecie. Pomimo faktu, iż eseje pisane były z perspektywy Włocha, zaskakuje fakt, iż wiele tekstów w tak dużym stopniu dotyka Polski. Chociaż felietony to też komentarze do zastanej rzeczywistości, konkretnego momentu historycznego, „Rakiem (…)” z pewnością nie ulegnie dezaktualizacji i zapomnieniu. Po jej przeczytaniu rodzą się wątpliwości, co do faktycznego znaczenia słowa „postęp”. Bo pomimo że technicznie cały czas się rozwijamy, to pod względem mentalnym w społeczeństwie zauważyć można wyraźny regres. Nie ma najmniejszej wątpliwości, „idziemy rakiem”.
Wykorzystana w tekście literatura:
1. Bereś Witold, Brunetko Krzysztof, „Ryszard Kapuściński: nie ogarniam świata”, Świat Książki, Warszawa 2007;
2. Buruma Iam, „Nadchodzi czas aksamitnych tyranii”, http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=209&ShowArticleId=27529;
3. Boudrillard Jean, „Pakt jasności. O inteligencji zła”, Wyd. Sic!, Warszawa 2005;
4. Eco Umberto, „Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów”, Wyd. W.A.B., Warszawa 2007;
5. Staniszkis Jadwiga „Demokracja medialna. Ułomności polskiego dyskursu publicznego”, „Dziennik” („Europa”), 05.07.2006.