Przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie, należy zrekonstruować zaistniałą sytuację wraz z potencjalnymi możliwościami rozwoju pojawiającymi się na poszczególnych jej etapach. Kulisy dymisji Andrzeja Leppera pozostaną prawdopodobnie nieznane opinii publicznej jeszcze przez długi czas, toteż zamiast spekulowania na temat samych oskarżeń, bardziej wartościowe może okazać się rozważenie korzyści, jakie mogła pociągnąć za sobą sama dymisja.
Samoobrona i LPR od początku są niewygodnymi koalicjantami dla Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ przy okazji podejmowania przez rząd niepopularnych decyzji, krytykują rząd, który same współtworzą. Tak było podczas podejmowania decyzji o wysłaniu polskich żołnierzy do Afganistanu, podczas głosowania nad zmianą ustawy o aborcji i po ostatnim kompromisie w sprawie traktatu UE. Partie te protestują podczas podejmowania decyzji sprzecznych z ich programem, co można odebrać jako próbę reprezentowania swojego elektoratu. Należy pamiętać, że partie te nie mogą sobie pozwolić na stratę nawet niewielkiej części swojego elektoratu, ponieważ balansują one na granicy progu wyborczego. Przez podporządkowanie się rządowi mogłyby zatracić swoją tożsamość i znaleźć się tym samym poniżej progu wyborczego w następnych wyborach. Doprowadziło to do powstania swoistej opozycji w ramach rządu.
Sytuacja, w której PiS jest obarczany winą za podejmowanie niepopularnych decyzji jest dla tej partii z pewnością niekorzystna, dlatego osłabienie pozycji koalicjantów jest jednocześnie wzmocnieniem pozycji Prawa i Sprawiedliwości. Kompromitacja Andrzeja Leppera mogła by zaowocować rozbiciem Samoobrony, co oznaczało by prawdopodobnie przejęcie części głosów Samoobrony przez PiS (metody przejmowania głosów posłów rozpadającej się partii można było zobaczyć dzięki prowokacji przeprowadzonej przez dziennikarzy TVN i Renatę Beger), a w dłuższej perspektywie być może przejęcie elektoratu tej partii. Dzięki takim działaniom PiS mógłby utrzymać większość parlamentarną dla swojego rządu i pozbyć się jednocześnie niewygodnego koalicjanta, będącego potencjalnym przeciwnikiem politycznym.
W tym samym czasie pojawiło się kilka czynników makroekonomicznych, które mogły działać na niekorzyść Prawa i Sprawiedliwości. Wzrost wynagrodzeń na poziomie 9,3% (w czerwcu, w porównaniu z czerwcem 2006, według danych GUS) oraz zwiększone dochody z podatków, będące efektem dynamicznego wzrostu gospodarczego zwróciły już uwagę niektórych grup zawodowych uznających się za pokrzywdzone. Mogliśmi zaobserwować strajki lekarzy i pielęgniarek żądających podwyżek, a dalszy wzrost wynagrodzeń i wpływów do budżetu państwa zaowocował by prawdopodobnie rozszerzeniem się strajku o kolejne grupy zawodowe należące do sektora publicznego. Należy pamiętać, że dane podawane przez GUS, mówiące wzroście wynagrodzeń powyżej 9%, odnoszą się do sektora przedsiębiorstw. Oznacza to, że pracownicy sektora publicznego zarabiają coraz mniej w stosunku do pracowników sektora prywatnego.
Dochodzi więc do paradoksalnej sytuacji, w której wzrost gospodarczy może działać na niekorzyść rządu. Polityka ustępstw wobec strajkujących może w dłuższej perspektywie oznaczać zahamowanie wzrostu gospodarczego, co również jest zjawiskiem niekorzystnym dla rządzącej partii. Można uznać, że PiS będzie próbował realizować program „państwa solidarnego” dopiero przed wyborami. Brak realizacji postulatów strajkujących może oznaczać, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie zamierza rozpisywać wcześniejszych wyborów w najbliższym czasie. Gdyby tak było, Prawo i Sprawiedliwość poparłoby strajkujące pielęgniarki i spełniło ich postulaty. Odebrałoby to możliwość krytyki rządu ze strony wewnątrzkoalicyjnej opozycji. Nie było by wtedy konieczności dymisjonowania przywódcy Samoobrony. Twarda postawa wobec strajkujących pielęgniarek (i wcześniej lekarzy) pozwala stwierdzić, że PiS nie planuje przeprowadzenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych.
Gdyby koalicyjni partnerzy PiS-u zachowywali się w obliczu potencjalnych protestów tak jak do tej pory (czyli otwarcie krytykowali rząd podczas podejmowania niepopularnych decyzji), moglibyśmy mieć do czynienia ze spadkiem notowań PiS na korzyść LPR i Samoobrony. Scenariusz, w którym PiS kończy swoją kadencję w sposób podobny do SLD i AWS, w towarzystwie protestów społecznych i przy minimalnym poparciu wyborców jest najgorszą z możliwych dróg rozwoju wydarzeń z perspektywy Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli liderzy Prawa i Sprawiedliwości uznawali ten scenariusz za prawdopodobny, to w tej sytuacji próbę osłabienia pozycji Andrzeja Leppera w koalicji i w Samoobronie można uznać za bardzo racjonalne posunięcie PiS. Jak widać rozstrzygnięcie winy Leppera w sprawie korupcyjnej ma według tego scenariusza znaczenie drugorzędne.
LiS w kurniku
Próba detronizacji Leppera może okazać się w dłuższej perspektywie niekorzystna dla PiS-u, ponieważ jej efektem stała się deklaracja zjednoczenia się Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin w jedną partię, która nazywać ma się Liga i Samoobrona. W efekcie, zamiast dwóch słabych partnerów koalicyjnych, PiS prawdopodobnie zyskał jednego silnego rywala. Znaczenie LiS nie wynika jedynie z większej liczby głosów w parlamencie, ale głównie ze wzmocnienia swojej pozycji w obliczu potencjalnych wcześniejszych wyborów. Zamiast dwóch partii znajdujących się na granicy progu wyborczego powstała jedna, która bez problemu ten próg przekroczy. W efekcie PiS nie może już używać potencjalnych wcześniejszych wyborów jako narzędzia dyscyplinowania partnerów koalicyjnych.
W tej chwili wyjście z koalicji oznaczałoby dla LiS jedynie utratę stanowisk ministerialnych. Po dymisji Andrzeja Leppera, lider Samoobrony stracił podstawową motywację do pozostania w koalicji, co jest efektem działań samego PiS-u. Jeśli LiS okaże się trwałą inicjatywą, to wykluczenie z rządu Samoobrony stanie się niemożliwe bez wykluczenia Ligi Polskich Rodzin. W konsekwencji, potencjalne trwanie w rządzie mniejszościowym Prawa i Sprawiedliwości nie było by możliwe. Efektem połączenia LPR i Samoobrony jest sytuacja, w której osłabienie pozycji Leppera lub rozbicie Samoobrony nie musi zaowocować przejęciem kapitału politycznego Samoobrony przez PiS. Najbliższe wybory mogłyby przynieść osłabienie pozycji Prawa i Sprawiedliwości w sejmie na korzyść Ligi i Samoobrony, nawet (a może w szczególności) gdyby Andrzej Lepper nie mógł wystartować w najbliższych wyborach.
Trwała konsolidacja?
Powstanie nowej silnej partii, jeśli pozostanie ona w koalicji na dłuższy czas, zaowocuje prawdopodobnie wzmocnieniem jej pozycji w rządzie. Oznacza to, że PiS straci możliwość narzucania swojej linii polityki wewnętrznej. W przypadku polityki zagranicznej, w wielu kwestiach działania rządu kierowanego przez PiS mają poparcie Platformy Obywatelskiej, dlatego nie należy spodziewać się diametralnej zmiany kierunku w polityce zagranicznej.
LiS będzie prawdopodobnie próbował zbudować swój kapitał polityczny na hasłach socjalnych. Jeśli scenariusz zakładający rozszerzanie się protestów pracowników sektora publicznego sprawdzi się, to Prawo i Sprawiedliwość nie będzie miało możliwości realizacji swojej polityki bez utworzenia nowej koalicji z PO lub wcześniejszych wyborów. Należy się spodziewać, że Liga i Samoobrona będą nadal przeciwstawiały się niektórym działaniom rządu, a po konsolidacji zyskają możliwość realizacji swoich deklaracji w praktyce.
Rozważając scenariusze rozwoju sytuacji politycznej należało by uwzględnić zmienną jaką jest determinacja PiS-u w realizacji swojego programu. Jeśli sprawdzi się scenariusz zakładający, że Prawo i Sprawiedliwość zrezygnuje z tych punktów swojego programu, których realizacja nie jest możliwa w obecnej koalicji (takich jak wprowadzenie zakazu ubiegania się o mandat posła dla osób skazanych prawomocnym wyrokiem sądu za umyślne przestępstwo), aby zapewnić przetrwanie rządu, oznaczało to będzie, że realizacja programu nie jest dla Prawa i Sprawiedliwości istotna. Jeśli jednak liderzy PiS-u zdecydują się rozpisać nowe wybory lub podejmą próbę utworzenia nowej koalicji z Platformą Obywatelską, można będzie przyznać, że realizacja prywatnych interesów nie jest jedynym celem liderów tego ugrupowania.
Na początku kadencji rządu SLD Leszek Miller powiedział, że „prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy”. Leszek Miller nie sprostał postawionym przez siebie wymaganiom. Wkrótce dowiemy się, czy Jarosław Kaczyński jest prawdziwym mężczyzną.