Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Ziemia obiecana               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
20-01-2012

  Poszukiwanie ofiar „Costa Concordia” zawieszone

10-07-2010

 

28-03-2010

 

17-12-2009

 

22-05-2009

  Poparcie za poparcie?

26-03-2009

 

21-11-2008

 

+ zobacz więcej

Ziemia obiecana 

29-10-2005

  Autor: Katarzyna Dobrowolska z Wenecji

Kiedy w roku 1958 zamknięto we Włoszech domy publiczne, najpierw „najstarszy zawód świata” przeniósł się na ulicę, a potem zaczął stopniowo zanikać. Zmienił się styl jego uprawiania, miejsca dla niego przeznaczone (stały się nimi hotele, salony piękności, domy prywatne), a przede wszystkim znacznie zmniejszył się procent prostytuujących się kobiet. Od dwudziestu lat natomiast nastąpił prawdziwy „boom”: miejsce Włoszek na ulicach zajęły cudzoziemki i zjawisko rozpowszechniło się w zastraszającym tempie na terenie całego kraju. Wielu polityków – ekstremistów, a za nimi i zwykłych „zjadaczy chleba” oburza się na fale obcokrajowców przynoszące prostytucję i przestępczość. Ale czy można sprawę skwitować takim uproszczeniem?

 

 

Upadek Muru Berlińskiego i postępujący za nim proces globalizacji spowodował nieprzewidziane skutki: liberalizacja rynków doprowadziła do dalszego bogacenia się krajów rozwiniętych, do prawdziwego krachu krajów słabszych. Kiedy w ojczyznach panuje bezrobocie, lub wręcz głód, wojna, kiedy brak perspektyw na przyszłość, to ludzie bardzo łatwo decydują się na wyjazd. Twierdzą: „Skoro tutaj przeznaczeni jesteśmy na śmierć, to nic nie tracimy, próbując żyć gdzie indziej”. 

W wielu krajach ubogich kwitną więc agencje zajmujące się poszukiwaniem pracy za granicą, agencje matrymonialne; znajomi znajomym przekazują wiadomość, że ten lub ów ma możliwość zorganizowania wyjazdu z kraju. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za taką mniej lub bardziej oficjalną siecią informacyjną kryją się... międzynarodowe organizacje przestępcze. Osobom gotowym na wyjazd oferuje się podróż, znalezienie mieszkania i pracy, nie wymaga się od nich żadnej inwestycji. „Oddasz pieniądze, gdy zaczniesz zarabiać” – to najczęściej powtarzane zdanie. Ludzie zdesperowani bardzo łatwo decydują się na wyjazd do „El Dorado”, gdzie wszyscy, włącznie z emigrantem, który wczoraj wysiadł z pontonu, jeżdżą Rollce – Royce’ami (taka jest jeszcze wizja Zachodu w wielu miejscach na świecie). Udają się w podróż w tragicznych warunkach, z narażeniem życia przemierzają lądy i morza. Podróż trwa czasem miesiącami a kolejni pośrednicy „kupują” emigrantów jedni od drugich (dotyczy to w szczególnym stopniu kobiet przewożonych przez Albanię).

W końcu nieszczęśnicy trafiają do miejsc przeznaczenia: krajów „rozwiniętego” Zachodu. I tu odkrywają, że rzeczywistość nie jest znowu taka różowa, jak się spodziewali; wymarzona biała willa z basenem przemienia się często w ciemną, zatęchłą norę. No i dług. Bliżej niesprecyzowany lecz rosnący w zawrotnym tempie. By go spłacić, trzeba się chwycić jakiejkolwiek pracy. Nie ma drogi ucieczki. Kto nie zna języka, nie posiada dokumentów na pobyt (strach przed deportacją powstrzymuje przed udaniem się na policję), ten nie ma szans na wyrwanie się z macek organizacji. Nawet jeżeli w jakiś sposób się wymknie, czy zaskarży swych „pracodawców” (i dzięki temu otrzyma oficjalne pozwolenie na pobyt), to musi pamiętać, że w kraju pozostała rodzina, która poniesie skutki „zdrady”...


NAJSTARSZY ZAWÓD ŚWIATA

Niektóre kobiety zostają po prostu „sprzedane” przez rodzinę. Niektóre są trzymane w szachu dzięki czarnej magii (woo-doo, w które wierzy jeszcze lwia część Afryki). Inne jeszcze nie wiedzą, czym będą się parać po przyjeździe do celu. Lecz są i takie, które wybierają się w podróż świadomie: w wielu krajach pozycja kobiet jest tak niska i traktowanie tak upokarzające, że są one gotowe na wszystko, by tylko uciec od tej rzeczywistości (n.p. Nigeryjki często padają ofiarą napastowań mężczyzn należących do ich rodzinnego klanu, bez możliwości ucieczki czy obrony). Prostytucja staje się czasem czynnikiem emancypacji, pozwalającym na usamodzielnienie się i stworzenie nowej przyszłości dla siebie i dzieci.

Po przybyciu na miejsce, rozpoczyna się „praca”: wielogodzinne wystawanie na ulicy, w dzień i w nocy, w upale,  deszczu i mrozie; strach przed klientami, poczucie niebezpieczeństwa, bezbronność, upokorzenie. Początkowo kobiety akceptują tę sytuację w nadziei, że szybko wyrównają rachunki (mogą zarobić nawet 500 euro w ciągu dnia, z czego większą część muszą oddać „organizacji”) i wrócą do normalnego życia. Lecz fantomatyczny dług się nie zmniejsza, bo narastają hiperboliczne procenty. Kobiety wiążą się z „opiekunami” i taki uczuciowy związek powstrzymuje przed ucieczką. W grupie prostytutek rodzą się nowe dynamiki, wzajemne zależności, korzyści (z czasem „organizacja” może zadecydować, że któraś z kobiet „awansowała” i będzie żyła z kontrolowania młodszych koleżanek; taka sytuacja w pewnych okolicznościach może się wydawać „złem najmniejszym”). I kiedy wreszcie znalazłby się sposób na zerwanie z ulicą, kobiety odkrywają, że... nie potrafią już żyć inaczej. Jak wymazać z życiorysu całe lata? Jak pokonać wstyd i poczucie winy (lepiej lub gorzej ukryte, występuje ono zawsze?). Jak powrócić do normalnej egzystencji? 

POPYT STWARZA RYNEK

Istnieje jeszcze druga strona medalu. Prostytucja kwitnie, gdyż jest na nią zapotrzebowanie i to jest czynnik najbardziej zastanawiający. Statystyki podają, że siedemdziesiąt procent klientów to mężczyźni żonaci, ojcowie rodzin. Spontanicznie rodzi się pytanie: „Dlaczego?”. Według socjologów, przyczyn należy się dopatrywać w samej strukturze społeczeństwa. Włochy to kraj typowo patriarchalny, mężczyzna jest – lub był do niedawna – głową rodziny, jego stanowisko było niepodważalne. Wzrost roli  kobiet (płynący głównie z faktu podejmowania pracy i niezależności finansowej) sprawia, że partnerom stawia się wciąż nowe wymagania, które oni przyjmują jako wyzwania. W pewnym sensie tracą poczucie własnej męskości, mające dla nich kolosalne znaczenie. By wrócić do równowagi, uciekają się do „miłości kupionej”, która nie przedstawia ryzyka: prostytutka nie wymaga od klienta niczego innego, jak tylko pieniędzy. Fakt, że mężczyzna nimi dysponuje, stawia go w pozycji siły, czuje się więc on panem sytuacji. Wytłumaczenie na pewno ma swą logikę, lecz wydaje mi się nie bez znaczenia także fakt, że „okazja czyni złodzieja”. Nie szuka się czegoś, co jest niedostępne, lecz łatwo sięga się po coś, co jest na wyciągnięcie ręki.

Próbowano uderzyć w prostytucję uderzając właśnie w klientów. Osiągnięto tragiczne rezultaty. Wiele razy zdarzyło się, że przyłapani „na gorącym uczynku” mężczyźni (czy nawet chłopcy) nie potrafili stawić czoła palącemu wstydowi i popełnili samobójstwo.

Godnym zauważenia jest także fakt, że często to sami klienci „wykupują” kobiety, pomagają im w ucieczce i na wiele innych sposobów uwalniają je z sideł organizacji.

OBŁAWA

Obecność prostytutek na ulicach uwidacznia, że społeczeństwo jest chore. No i wielu zwykłych ludzi oburza się na to, że toleruje się zjawisko nowego „niewolnictwa”. Jak jednak zainterweniować? Jak uderzyć w przestępczość, której korzenie znajdują się daleko (w krajach pochodzenia imigrantów), są więc praktycznie niedostępne?

Wyjściem najprostszym i najbardziej drastycznym byłaby bezpośrednia interwencja służb bezpieczeństwa. Pozornie wystarczyłaby „obława”, by odesłać do domu imigrantki, posadzić do więzienia „opiekunów” i ciężko przestraszyć klientów. Jednak tak nie jest. Po pierwsze, w ten sposób nie uderza międzynarodowej sieci kryminalnej, lecz tylko jej ostatnie ogniwa (czyli potocznie nazywane „płotki”). Po drugie: tego typu „akcje” wiążą się z kolosalnym, wręcz niewymiernie wysokim nakładem sił i kosztów (użycie jednostek specjalnych, sprzęt, areszt i więzienie dla winnych). Po trzecie: nie rozwiązują sprawy. Kobiety zazwyczaj nie mają przy sobie dokumentów (przechowuje je „organizacja”), nie wiadomo, kim są i skąd pochodzą, nie wiadomo, dokąd je odesłać. Przetrzymywanie w więzieniu do niczego nie prowadzi, co więcej naraża państwo na kolejne koszty. Próby identyfikacji poprzez pobieranie odcisków palców (jedyny bezdyskusyjny „dowód tożsamości”) spełzają na niczym, dopóki nie istnieje już nie tylko krajowy, lecz raczej ogólnoświatowy bank danych. Państwo jest bezsilne.

Istnieje jeszcze jeden aspekt sprawy: aktywna sieć kryminalna jest tak zorganizowana, że w razie „nieprzyjemności” z łatwością przenosi działalność do innego regionu czy wręcz do innego kraju. Kiedy Włochy i Albania podpisały układ o walce z prostytucją, albańskimi kobietami wypełniły się holenderskie ulice. Organizacja mafii nie ma nic do pozazdroszczenia organizacji międzynarodowych koncernów.

Staje się jasne, że by kontrastować zglobalizową sieć przestępczości konieczna jest współpraca międzynarodowa. Aktualnie rozwija się projekt europejski (lider włoski region Emilia-Romania) mający na celu między innymi obserwację migracji prostytutek. Może ona prowadzić do  odkrycia sposobu działalności mafii: na bazie jasnych elementów można by opracować strategię międzynarodowej interwencji. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że dopóki sytuacja krajów ubogich i ich obywateli jest krytyczna, nie ma co liczyć na projekty czy międzynarodową koordynację. Zorganizowana przestępczość zawsze znajdzie sposób, by wykorzystać ludzką desperację. Co więcej, przez wielu będzie postrzegana jako jedyna szansa na sukces.

Kwestia na tyle złożona, że może się wydawać nie do rozwiązania. W aktualnych warunkach jedynym sensownym wyjściem wydaje się być... ograniczenie wyrządzonej szkody.

CICHA ZGODA

Zapewnienie bezpieczeństwa i zdrowia kobietom pracującym na ulicy leży nie tylko w interesie opiekunów (im lepsza kondycja pracownic, tym wyższe zarobki), lecz i włoskich instytucji państwowych. Tak też, na mocy niepisanej zgody pomiędzy stronami prostytucja przeniosła się z centrum miast na peryferie nie bardzo odizolowane (dzięki temu „porządnych” ludzi nie bulwersuje uprawianie opłacanego seksu pod oknami ich domu, a kobiety nie są narażone na niebezpieczeństwa płynące z pracy na odludziu). „Gorące rejony” miast istnieją, są znane i tolerowane. Kilka razy w tygodniu pojawiają się w nich miejskie furgony, tak zwane „jednostki drogowe” składające się ze służb medycznych i bezpieczeństwa. Kobietom oferuje się wizyty lekarskie oraz informacje. To ich pierwszy kontakt ze społeczeństwem i pierwsza szansa powrotu do normalnego życia. Nie zawsze (a raczej stanowczo rzadko) korzystają one natychmiastowo z nadarzającej się okazji porzucenia „zawodu”. Proces zerwania z prostytucją trwa czasem latami, czasem nigdy nie dochodzi do skutku. Czasem jednak udaje się operatorom doprowadzić do tego, by kobiety pokonały bierność, nabrały zaufania we własne siły, „urodziły” własne plany na przyszłość, pokonały wstyd i poczucie winy, zebrały się na odwagę i zaskarżyły „opiekunów”. Lecz to dopiero pierwszy krok do wolności. Przez lata będą musiały żyć w ukryciu, w izolacji, by mafia nie zgłosiła się po swą „własność”. Innymi słowy, muszą zniknąć z powierzchni ziemi. Często zdarza się, że prywatne osoby otwierają przed nimi swe domy i ukrywają je tak długo, dopóki nie minie niebezpieczeństwo i kobiety nie odzyskajł niezależności. Często prywatne osoby docierają tam, gdzie nie docierają instytucje państwowe.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl