Lustracja, lista, agenci - chyba nie ma w Polsce nikogo, kto nie słyszałby tych słów. Dotyczy to zwłaszcza kilku ostatnich dni, kiedy to tematem numer jeden dla dziennikarzy i całego społeczeństwa stało się opublikowanie w internecie tzw. Listy Wildsteina, zawierającej nazwiska osób faktycznie lub rzekomo współpracujących ze służbami bezpieczeństwa. Kwestia słuszności tego kroku podjętego przez dziennikarza "Rzeczpospolitej", należy do oceny każdego z nas, i nie zamierzam rozpatrywać tej kwestii w tym tekście. Chciałabym raczej zwrócić uwagę na coś, co pomija się w medialnym szumie na temat "Listy Wildsteina", a mianowicie na to, jak rozwiązywano problem lustracji w innych krajach, do niedawna będących, podobnie jak Polska, w sferze wpływów radzieckich. |